Wybierz swój język

ZAMIAST OAZY

 

1. Zeszłoroczny cud.

 

Rok temu przeżyłem niesamowite 10 dni w towarzystwie 33 dzieci i animatorow i klerykow z kilku uzbeckich parafii. Miałem nadzieje, że to początek wielkiej przygody i snułem plany na  przyszłość.

Niestety kilka miesięcy potem okazało się, że władze uzbeckie wydały wyrok na trzech pastorow baptystow za przeprowadzenie “chrześcijańskiego obozu dla dzieci”.

Oficjalnie mowiło się o nieprzestrzeganiu norm higieny na terenie obozu, ale wszyscy wtajemniczeni odebrali to jako “sąd pokazowy“. Upubliczniono same negatywy w takim stylu, żeby posiać strach pośrod liderow wszystkich wyznań, aby nie zajmowali się “werbowaniem i nawracaniem nieletnich”.

To wszystko mocno przypomina sowieckie czasy tym nie mniej efekt jest taki, że rownież prawosławni i katolicy, ktorzy maja lepszy status w Uzbekistanie niż protestanci redukują swoja działalność pośrod nieletnich.

Takie zachowanie można nazwać roztropnością albo po prostu tchorzostwem.

Ktoś kto zna dobrze specyfikę Środkowej Azji zgodzi sie ze mną, że to “nie przelewki“.

Ostatnie zamieszki w Kirgizji, sąsiedztwo z Afganistanem, dawna  scheda po ZSRR powoduje, że władze uzbeckie traktują wszelką nietypową działalność religijną w sposob alergiczny.

 

2. Nasze narady

 

Nasz ksiądz Biskup, ktory ryzykuje najwięcej zdecydował, że nie będziemy machać płachtą na byka i że w tym roku żadnej oazy nie będzie w Uzbekistanie. Owszem nie wycofujemy się z katechizacji nie wyganiamy dzieci z kościoła, staramy się dla nich robić ile się da ale w inny sposob.

Jeden ze sposobow chcę szczegołowo opisać dziś.

 

3. Pielgrzymki do miejsc świętych

 

Na poprzednich zebraniach kapłańskich rzuciłem hasło, że głupie przepisy można obejść poprzez organizowanie krotkodystansowych autobusowych wycieczek i pielgrzymek. One też mają swoj urok a kierowcow gotowych wieźć dzieciarnię choćby do Chorezmu zawsze się uda znaleźć,

W Uzbekistanie nie brak też “świętych miejsc”.

Pielgrzymowanie(hadż) w kulturze muzułmańskiej to jeden z 5-ciu filarow wiary podobnie jak post, modlitwa 5 razy w dzień (namaz) czy wojna z niewiernymi(dżihad)

Dzięki Tamerlanowi mamy w Bucharze grob proroka Hioba a w Samarkandzie Daniela. Odwiedziliśmy te dwa święte miasta na jesieni. W grupie dominowała młodzież z Taszkientu. Na ten raz na wycieczkę zabrałem 16 dzieci z Angrenu.

Większość z nich jest niechrzczonych. Część ma korzenie tatarskie, jeden Kazach ma ewidentnie muzułmańskie pochodzenie, jak się to tutaj mowi. Wszyscy jednak od dawna mają pisemną zgodę na wszelkie podroże w obecności księdza, bo podobnie jak dzieci prowadzone przez siostry dzieci z Angrenu są głównie z ubogich i zaniedbanych rodzin.

Opiekunowie i rodzice widząc, że dzieciom pobyt w kościele się podoba z reguły nie przeszkadzają. Trwa ta dobra passa już ponad rok i rozważam całkiem na serio możliwość przyjęcia chrztu przez 5 młodzieńcow i kolejnych 5 przyjęcia pierwszej komunii świętej. Katechizacja ma charakter dorywczy, indywidualny i rozrywkowy. Dzieci wiedzą jak się zachować w kościele. Ładnie reagują na moje uwagi pod ich adresem. Hasłem naszej pielgrzymki do Samarkandy miało być coś co wynika nie tylko z biblii ale tez z kodeksu koleżeńskiego: “nie bądź egoistą, pomoż koledze”.

Życie samo dodało nowych haseł. Głosili nam  je nie tylko ludzie kościoła lecz rownież ludzie z ulicy. W jednym wypadku bardzo nietrzeźwy pan.

 

4. Start z Almalyku - “szanuj starszych”.

 

Historia z “pijanym kaznodzieją” przytrafiła się nam na samym początku pielgrzymki.

Moja młodzież z Angrenu odwiedzała już sąsiednie miasteczko Ałmałyk na św. Walentego. Szczęśliwie dojechało wtedy na koncert towarzystwa przyjaźni Uzbecko-Polskiej, ktory inspirowany był rownież przez nasza parafie aż 30 dzieciakow z Angrenu. Wedle tego samego schematu poprosiłem, by przyjechali do tego samego miasta i czekali na mnie na dworcu autobusowym, bo z Almalyka lżej podrożować do Samarkandy.

Zajęliśmy niemal wszystkie siedzące miejsca w rejsowym autobusie i nie spodobało się to pewnemu 50-latkowi. Zaczął rozsadzać moje dzieci na prawo i lewo, bardzo wulgarnie wyzywając je, bo jakoby nie ustąpiły miejsca starszym. Zarzut był słuszny ale wykonanie kiepskie. Gdy przebrał miarę spytałem jakiego jest rocznika i choć wyglądało na to, że jest rok starszy ode mnie wmowiłem mu, że to ja mam więcej lat (faktycznie pijany przystojny Uzbek wyglądał młodziej niż ja). Jego riposta była niespodziana. “Ja wiem kto ty jesteś - powiedział, “spotkamy się w Taszkiencie na cmentarzu.”

Nie wiem co ta przepowiednia miała znaczyć. Czy moj krzyż na piersi i fryzura natknęła go  na myśl, że jestem prawosławnym księdzem z cerkwi na cmentarzu, czy po prostu życzył mi śmierci, lub odgrażał się, że przy spotkaniu mnie poćwiartuje… Dość na tym, że konduktor nareszcie przypomniał sobie o swym obowiązku i zaczął po uzbecku uspokajać delikwenta. Mało tego, gdy na pierwszym przystanku na przedmieściach Taszkientu pijaczek wysiadał wołając mnie na pojedynek, konduktor popchnął go leciutko i zatrzasnął drzwi a ten wyleciał z autobusu z hukiem. Wieczorem nieraz rozważałem jak należało się zachować w tej sytuacji ale nadal. nie wiem.

Wyszło tak po wschodniemu zagadkowo.

Nie wykluczone, że rzeczywiście tego pana o imieniu Islom (przedstawił się) kiedyś w okolicach cmentarza spotkam.

 

5. Sobir Rahimow

 

Nasz autobus z Almalyku nie zajeżdżał do centrum Taszkientu ale krążył po przedmieściach i ostatecznie zatrzymał się na ostatniej stacji metra o nazwie Sobir Rahimov. Właśnie obok tej stacji parkują się wszystkie autobusy jadące na Zachod Uzbekistanu. Niektorzy te dzielnice nazywają Hipodromem, bo rzeczywiście z pobliżu znajduje się wielki stadion wyścigow konnych i jeden z największych rynkow hurtowych.

Dzieci same dostrzegły potrzebny autokar i zajęły w nim najlepsze miejsca.

Wyraźnie sprawiało im frajdę takie dzikie podrożowanie w nieznane. Podobnie jak jesienią w podroży do Buchary korzystałem z niewielkiego funduszu na te wyprawę.

Poprosiłem mało u księdza Biskupa, bo miała być grupka 10-ciu dzieciakow. Potem niespodzianie wyrosła do 16-tu. Nie miałem serca nikomu odmawiać. Wręcz cieszyłem się gdy na dzień przed planowanym wyjazdem zaczęli mnie niepokoić dzwonkami telefonicznymi kolejni chłopcy prosząc, bym im też pozwolił dołączyć się do grupy.

Nie planowałem żadnego posiłku w porze obiadowej, bo po pierwsze nie było na to czasu, bardzo pragnąłem zdążyć na 17.30 na wieczorną Msze do Samarkandy. Po drugie większość tubylcow w porze obiadowej jada mało z powodu strasznych upałów. Pije się za to dużo. Kupiłem więc kilka butelek wody mineralnej i rozdałem lepioszki. Tutejszy chleb jest tak smaczny, że je się go bez masła przy każdej okazji.

Większość dzieciakow korzystając z przerwy (kierowca czekał aż autobus na 45 miejsc do końca się zapełni), biegały do toalety albo kupowały słodycze, czy pełniący rolę gumy do żucia zasuszony w kulkę biały ser o smaku oscypka, zwany Kurd. Nie ma tu w Taszkiencie żadnych oficjalnych rozkładow na takich wylotowych dworcach. Reguły gry na dzikim dworcu reguluje rynek i być może miejscowa autobusowa mafia. Ponieważ rynek na hipodromie jest ogromny każdy autobus to potencjalna ciężarowka. Handlarze mogą wykupić wszystkie miejsca w autobusie i załadować towar pod sufit. Aby wyjechać z miasta a potem skutecznie dalej podrożować kierowca musi mieć dokumenty “w porządku”. Sam obserwowałem z pierwszego miejsca jak konduktor na każdym punkcie kontrolnym (było ich ze cztery) wkładał do podwojnie zgiętej kartki a4, na ktorej była wypisana trasa i licencja na rejs, wkładał skrzętnie po 2000 sum i wracał zadowolony bez tych pieniędzy z okrzykiem “kiettyk”(cała naprzod)!

Podobnie jak i poprzednio połowę autobusu zajmowali oprocz moich dzieci głównie dorośli muzułmanie. Rzecz jasna, że manifestowanie chrześcijańskich gestow nie było wskazane. Jechaliśmy nie tak jak jeżdżą w Polsce pielgrzymki autokarowe, choć dostrzegłem u wielu nieostrożnych dzieci dumnie wiszące na szyi rożance.

 

6. Samarkanda - pożyteczny dom

 

Kolejna trzecią już tego dnia przesiadkę mieliśmy na przedmieściach Samarkandy na podobnym dzikim dworcu, ktory się nazywa Uługbek. Obok tego miejsca jest obserwatorium astronomiczne wnuka Tamerlana o takim imieniu.

Troszkę niżej znajduje się mogiła proroka Daniela. Żadnego z tych miejsc nie odwiedzaliśmy, bo jak wspomniałem spieszyliśmy się na Msze. Była dokładnie 17.00 pozostawało jeszcze kilka kilometrow, by dotrzeć na miejsce miejskim autobusem. Dostrzegłem kątem oka, że nadjeżdża śladem za nami autobus numer 45, ktory z Uługbeka jedzie niemal do samego kościoła. Po 40 minutach byliśmy już pod drzwiami sąsiadującej z kościołem cerkwi. Dystans można pokonać własnym samochodem za 15 minut ale to były godziny szczytu. Drogi zapchane autobus rownież, siedzieliśmy w nim jak śledzie a na dodatek jednemu chłopcu zrobiło się niedobrze. Po niemal 5-ciu godzinach jazdy z Taszkientu zebrało mu się na wymioty. Grzeczny konduktor poprosił kierowcę, by się zatrzymał i na oczach 50-ciu pasażerow nasz pielgrzym wyprożnił żołądek ze smacznej lepioszki.

Zrozumiałem, że na msze parafialna nie zdążymy. Byliśmy usprawiedliwieni. Gdyśmy się zbliżali do bramy kościoła proboszcz już wychodził z bramy w towarzystwie kilkoro parafian.

Trzy dziewczęta z naszej grupy po krotkiej rozmowie z mamą Lubaszy (oazowiczka z Samarkandy, ktora rok temu przyjęła na oazie pierwszą komunię) udały się na kolacje i nocleg do swej koleżanki. Dodam, że dwie spośrod trzech dziewcząt też uczestniczyły w zeszłorocznej oazie. Dla nich więc to była prawdziwa powtorka rekolekcji i okazja do wspomnień.

Ponieważ odległości w mieście są spore i dzień chylił się ku końcowi przystałem na prośbę mamy Lubaszy, by nie czekając na Mszę świętą pojechały, prosiłem tylko by nie spoźniły się nazajutrz na Msze św. ktorą planowałem o 8-mej z rana.

Razem z tutejszą animatorką poszliśmy na zakupy a ksiądz proboszcz pokazał chłopcom ich noclegowe miejsca na podłodze w parafialnej herbaciarni.

Na kolacje był chiński rosołek, chleb, arbuz, suchary i upieczone przez parafian ciasto.

 

7. Konwulsje

 

Takim oto sposobem modlitwa przed kolacja była pierwszym przeżyciem religijnym tego wieczoru na pielgrzymce. Od razu uprzedzam, że starałem się dawkować religijną strawę ostrożnie, zgodnie z małym stażem chrześcijańskim jaki te dzieci reprezentują. Najmłodszy uczestnik miał 13 lat najstarszy 30. Spośrod uczestnikow zeszłorocznej oazy 2 dziewczynki, 2 chłopcy, miejscowa animatorka Andżela z Samarkandy i wspomniana Lubasza.

Zachęta do modlitwy przyszła sama w trakcie kolacji.

Jedyny Tadżyk w naszej grupie o imieniu Junus (Jonasz) swoim zwyczajem wstał w połowie posiłku i stanął w progu trzymając się za serce. Tak bywało wielokroć na nabożeństwach w rodzinnym Angrenie czy podczas picia herbaty po Mszy. Takie wędrowki w moim odczuciu , były znakiem że kazanie się przedłuża lub katecheza i że chłopak ma chęć na papieroska.

Dzieci nieraz opowiadały mi, że ma chore serce, bo mało je i sporo pije. Mimo to zabrałem go w podroż jako maskotkę. Dostrzegłem, że choć dzieci naśmiewają się z Junusa to jednak bardzo go lubią. Z wyglądu chłopaczek lat 17-cie. Tym razem wyszło szydło z worka. Okazuje się, ze Junus nie tylko mało je. On potrafi po kilka dni przepijać to co mu mama daje na jedzenie. On sam bezrobotny a mama często wyjeżdża do Rosji, by zarobić na swoje utrzymanie i syna.

Junus, ktorego częstowałem chlebem w autobusie zapobiegliwie schował go do worka ale nie zjadł. Dopadły go głodowe konwulsje na oczach wszystkich dzieci. Upadł bez sił po zjedzeniu kilku łyżek gorącej zupy. Trzy razy tracił przytomność poki nie podziałały tabletki na serce, ktorych rownież nie przyjmował w podroży a powinien był. Kiedy ksiądz proboszcz zdecydował się wezwać karetkę konwulsje nagle ustały i wszyscy poszliśmy na prywatną Msze świętą do kościoła.

Proboszcz dyżurował przy chorym a myśmy się żarliwie modlili.

 

8. Konferencje mszalne

 

Jakby nowe siły wstąpiły w dzieciakow. Kazanie wyszło dialogowane. Ja zrobiłem podsumowanie całej naszej znajomości i powrociłem do hasła naszej podroży: “nie bądź egoistą, pomoż koledze”. Wszyscy mieliśmy  sobie coś do wyrzucenia w tej sprawie. Nasza parafialna maskotka zachorowała nie na żarty i potrzebowała wspolnej troski.

Przypomniało się mi też nieoficjalne hasło zeszłorocznej oazy “chce do domu wrocić lepszy”. Chcę wrocić takim, by moi rodzice i koledzy to dostrzegli.

Po tej Mszy Junus, ktory nadal ciągał nogami stał się przedmiotem troski całej grupy. Wszyscy znosili mu łakocie i karmili czym się dało. Ja sam następnego dnia pilnowałem, by nie palił papierosow i o właściwej porze brał lekarstwa.

 

9. Konferencja druga

 

Nocą niektorzy chłopcy do 11.30 grali w kosza. Mimo zmęczenia nie mogli się nacieszyć, że w podworku parafii podobnie jak w Taszkiencie jest jeden kosz. To pamiątka o proboszczu Lucjanie. To dwumetrowy Franciszkanin, ktory wiele lat pracował w Samarkandzie a teraz jest proboszczem Taszkienckim. Wszędzie po sobie pozostawia ten sam ślad: zamiłowanie do basketballu.

Tuż przed połnocą zamiast pojść spać kilku pielgrzymow poszło oglądać mecz Niemiec z Hiszpanią na afrykańskim mundialu, ja zaś poszedłem spać na podłodze, bo swoje łóżeczko oddałem choremu. Spało mi się bosko. Mało tego, że odczułem braterską więź z pielgrzymami to jeszcze mogłem zbierać materiał do kolejnego kazania. Prorok Oziasz w tych dniach upominał, by nie praktykować bałwochwalstwa. Historia z mundialem nadawała się jak żadna inna. Wiadomo, że na wyspach brytyjskich duży procent ludności idzie na sobotnio-niedzielne mecze ligowe całymi rodzinami tak jak do kościoła. Piłkarze stają się idolami o ktorych się mowi, wspomina i kibicuje cały tydzień i okrągły rok.

Opowiedziałem też dzieciom o celu naszej pielgrzymki, ktorym miał być grob Daniela. Przypomniałem im historię z Zuzanną oraz z jaskinią lwow.

Uprzedziłem, że mogiła jest daleko od centrum i że może nam zabraknąć czasu na jej odwiedziny ale nawet w takim wypadku łaska przebywania w mieście Daniela powinna na nas spłynąć, jeśli świadomie będziemy szukać sprawiedliwości na tym świecie jak to czynił Daniel w swoim życiu.

 

10. Piękne miasto

 

Na zwiedzanie miasta nie braliśmy Junusa, dałem mu ważną funkcję. Miał pomagać animatorce Andżelice w przygotowaniu obiadu. Andżela opowiadała mi potem, że chętnie się z tego wywiązał, bo jest dobrym gawędziarzem i przez to jej było lżej.

Większość młodzieży była w wieku 15-17 lat a mimo to cały czas zachowywali się jak krnąbrne dzieci z podstawowki.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od prawosławnej świątyni, ktorą już widzieliśmy dzień wcześniej. Widok świątyni ostudził troszeczkę dziecięce wybryki.

Uprzedziłem jak się trzeba zachowywać w środku a nawet przetrenowaliśmy wschodni krzyż, żeby na nas nikt w środku koso nie patrzył.

Ustawiłem dzieci w kolejce i poinstruowałem, że na ambonce leży ikona świętych na dany dzień czy miesiąc, że pocałowawszy ikonę możemy sobie wyprosić potrzebne łaski na pielgrzymce i dla naszej parafii.

Dzieci modliły się tak pięknie, że poki im objaśniłem znaczenie wszystkich ikon w carskich wrotach już mnie dopadł batiuszka powiadomiony przez życzliwych o dziwnej wycieczce.

Miejscowy  ksiądz patrząc mi w oczy stwierdził, że musieliśmy się spotkać w seminarium, ja jednak nie chcąc udawać przeprosiłem, że jestem katolikiem i widziałem jak pełna radości twarz nagle zastygła. Owszem kapłan był nadal grzeczny, ale nie zatrzymywał nas gdy dostrzegł, że dzieci się powoli ewakuują  ze świątyni. Mimo tego małego nieporozumienia był to jeden z najbardziej pozytywnych momentow naszej pielgrzymki. Moja katecheza o ikonach trwała dobrych 20 minut i dzieci serdecznie się wciągnęły gdyśmy starali się wspolnie rozpoznać i rozczytać cerkiewne gryzmoły określające imię danego apostola w gornym piętrze ikonostasu. W średnim piętrze były historie z życia Maryi, bardzo sugestywne. Na najniższym piętrze święci miedzy innymi katolikożerca Jan Kronsztadzki, św. Mikołaj etc.

Dalej czekało nas spotkanie z Tamerlanem na bulwarze.

Dzieliły nas od wielkiego pomnika trzy fontanny i większość dzieciakow skorzystała z mojej łagodności i wskoczyła w nich do wody. Owszem czepiali się znowu do nich pijani, ale dzieci wiedziały że ja ich obronie i miały to za nic.

Tamerlan siedzi w Samarkandzie na krześle w pozie Zeusa. Ma pewnie ze 6 metrow wysokości ale to nie przeszkodziło chłopcom siąść mu na kolana i długo się fotografować. Przy tej okazji opowiedziałem dzieciom pewne historyczne fakty o tym, że tureckie narody,  Mongołowie część Chińczykow oraz Persowie do czasow Tamerlana w dużej masie wyznawały nestorianizm. W samej Samarkandzie, w Urgenczu i w  Taszkiencie mieli swe siedziby biskupi, chrześcijanie tej denominacji. Gdy rycerze w Bizancjum  brali niewolnikow tureckich do swoich obozow to dziwili się ze na ich głowach widniały tatuaże w postaci krzyża…

Chciałem posiać w sercach dzieci wrażliwość na to, że przodkowie dzisiejszych Uzbekow i Tadżykow byli nie tylko muzułmanami ale rownież chrześcijanami, i że Tamerlan tę nową arabską wiarę przyjął gdy dostrzegł piękno Egiptu po podboju tego kraju. Sprowadził stamtąd uczonych i artystow. Za czasow Uługbeka choć Samarkanda straciła status imperium to jednak wciąż była najpiękniejszym miastem muzułmańskiego świata.

Nieopodal był grob Tamerlana.

Bałem się, że nie zdążymy obejrzeć słynny Registan pominąłem więc to zagadkowe  miejsce. Okazało się ze słusznie, bo 200 metrow od pomnika był kolejny basenik i tu już dzieci spędziły kolejne poł godziny.

Registan robi wrażenie ale po kąpieli w baseniku dzieciom już było wszystko jedno. One same decydowały co dla nich w tym mieście jest ważne i piękne. Droga od Registanu do medrese Uługbeka i do cmentarza Tymurydow to jeden piękny deptak na ktorym nie ma obaw, ze dzieciom cos się stanie. Wędrując tak doczekaliśmy się południa i dokładnie o tej porze autobusem 45 jak w przeddzień powrociliśmy na obiad.

 

11. Nocleg w Taszkiencie

 

Junus w międzyczasie całkowicie wrocił do formy.

Zjedliśmy obiadek i ksiądz Franciszek zapakował połowę grupy czyli 8 osob do swego 5-osobowego automobilu. Powiozł dzieciaki na dziki dworzec Uługbeka, gdzie w przeddzień zaczęła się nasza pielgrzymka po Samarkandzie.

Ta osemka wspaniałych na czele z Junusem miała nam zająć miejsca w autobusie.

Ja z drugą połową grupy powolutku jechałem autobusem numer 45.

Wyruszyliśmy rowno o 15.00

Na dworcu kolo metra Sobir Rahimowa byliśmy o 19.30 a o 20.00 słuchaliśmy już kuranty na placu Tamerlana czyli jak powiadają tubylcy: na Taszkienckim “skwerze“. Tym razem pomnik na koniu miał grubo ponad 10 metrow i nikt na kolana “Żelaznemu Emirowi” nie siadał. Zresztą i sił już było mniej.

Apelu jasnogorskiego ani w pierwszy ani drugi dzień nie robiłem. Ze zmęczenia i ze świadomością, że to jeszcze nie ten czas. W kościele czekał nas cieplutki płów, ktory przygotowała parafianka Krystyna. We wrotach był stroż, dwa psy i ksiądz Biskup.

Podobnie jak w Samarkandzie dla dziewczynek znalazły się wygodne łóżeczka a chłopcy po raz kolejny spali na karimatach i na kołdrach. Ponieważ ich ilość była niewystarczająca ja rownież jak za dawnych czasow pospałem sobie po spartańsku, co mi nieźle poprawiło humor.

 

12. Głosowanie: “Rohat czy Bublik”

 

Trzeci dzień pielgrzymki zaczęliśmy o 6.30.

Posprzątaliśmy po sobie i pojechaliśmy do siostr na poranną Mszę świętą.

Kazanie jak przystało było o Matce Teresie o zbliżającym się stuleciu jej urodzin.

Na koniec wzorem odwiedzin w cerkwi ustawiłem dzieci w kolejce do całowania relikwii błogosławionej. Myślę, że dla wielu to było ważne przeżycie. Niektorzy pewnie pierwszy raz w życiu odwiedzali klasztor i spotykali prawdziwe hinduski.

Po Mszy Janus z grupą kolegow pokazał mały spektakl własnej roboty pokazujący “picie herbaty”. W trakcie picia ludzie rożnych narodow opowiadają Uzbekowi rożne anegdoty. Dla siostr pewnie nie ważne było o czym jest “scenka,” bo nie wszystkie rozumieją rosyjski. Cieszyły się jednak, że dzieci zrobiły im w ten sposob niespodziankę.

Cały czas przed i po Mszy świętej rozważałem w głowie jak dalej dozować dzieciom czas. To był ostatni dzień i warto było coś ciekawego im w mieście pokazać.

Zrobiliśmy przez trzy dni dobre 1000 km i coś z tego musiało wynikać.

Z nastroju wyczułem jednak, ze procz kąpania już nic im nie potrzeba.

Mogliśmy wrocić pod kościoł, bo tam jest piękna trawiasta plaża przy samej trasie prezydenckiej i bezpłatne fontanny oraz baseniki podobne do tych w Samarkandzie. Można też było wyjechać za miasto w kierunku Angrenu i Almalyku, by lżej z tego końca stolicy powrocić do domu. Czuło się w powietrzu, że wiele dziecięcych marzeń się spełniło i pozostają tylko dwa: kąpiel i do rodzicow!

Żeby niczego nie narzucać i konsekwentnie zachować pozycje “dobrego wujka” dałem dzieciom do wyboru, ktora plaża im bardziej do gustu przypadnie: kościelny “bublik” czy rohat. Po pierwszym głosowaniu o jedno dziecko więcej głosowało za kościołem, ale pozostali przekonali je by glosowało inaczej stąd “demokratyczny wybor po uzbecku“.

Pojechaliśmy więc za miasto na tzw. Rohat czyli po uzbecku “odpoczynek”.

Tutaj są bilety wstępu i każdy odwiedzający plażę wykupuje sobie dodatkowo “tapczan”, bo plaża jest gliniasta i brudna, nie ma ani grama trawki więc by odpocząć chwilkę w cieniu drzewa trzeba mieć kawałek drewnianej podłogi na kilku nożkach. Tak właśnie nad jeziorami odpoczywają Uzbecy. Ciekawa rzecz, że dorosłe kobiety  Uzbeczki kąpią się w długich sukniach, w tych samych w ktorych potem chodzą po ulicy.

Ja z oddali obserwowałem jaką radość mają dzieci z tak błahej przyczyny i nie mąciłem im spokoju. Sam taki byłem w ich wieku. Od czasu do czasu ktoś wychodził z wody, by sobie ze mną pogadać o rożnych rzeczach i mam pewne odczucie, że to była ta właściwa indywidualna katecheza. Kilkoro natrętnie dopytywało się kiedy ich ochrzczę, a dwoje  nawet dopytywało się jak można się stać kapłanem.

Najciekawszą rozmowę miałem z chłopczykiem, ktory miał przodkow muzułmanow i jest z pochodzenia Kazachem. Na imię ma Fidullin, co by znaczyło, że też ma domieszkę tatarską jak większość angreńskich dzieci. Zapytał nie tylko jak się staje księdzem ale też wyznał, że to go ciekawi i że mama  nie będzie się sprzeciwiać. Fidullin ma 17 lat i zakończone średnie wykształcenie. Jeśli wszystko pojdzie po mojej myśli to chrzest będzie na Wielkanoc. O jego drodze do seminarium zdecyduje na pewno Opatrzność i nasz miejscowy Biskup. Dotąd wszyscy trzej kandydaci szli do franciszkańskiego seminarium w Krakowie, nawet w tym roku ma się do nich zgłosić czwarty, ale rok temu Żydrunas Litwin zrobił wyłom w tradycji i pojechał na Litwę do diecezjalnego seminarium…

 

13. Nocne Video

 

Po powrocie miałem mocnego psychicznego kaca. Zawsze tak jest gdy się coś pięknego dokonuje w moim życiu. Czasami przeżywam krotko potem jakieś pokusy zwłaszcza w dziedzinie telemanii, bo szatan nie może spokojnie  patrzeć na to jak rosną dzieła Boże. Tego jednak razu nastroj podniosły trwał. Przed snem obejrzałem jedynie kazanie pewnego pastora baptysty o tym jak słodko jest “zjadać” pismo święte. To chyba był cytat z Lamentacji Salomona.

Nasza parafia w Angrenie pod obecnym adresem przez dziesięć lat funkcjonowała jako wspolnota Baptystow. Na tym filmie, ktory się zachował w parafialnej filmotece  po raz pierwszy ujrzałem całą rodzinkę swego poprzednika Alana Kocka, pastora z USA, jego następcy Polaka-zesłańca Włodzimierza Wytrwała, ktory kilka lat temu emigrował do Polski już jako katolik…

Są rzeczy na tym świecie jakie nie śniły się nawet filozofom.

Obejrzawszy długi film schroniłem się do kaplicy na nocleg. To jedyne miejsce w Angrenie, gdzie nie gryzą komary i można się smacznie wyspać.

 

Ks. Jarosław Wiśniewski
www.xjarek.net
Taszkient 11 lipca 2010