Wybierz swój język

YANGIABAD

 

Dwie daty

 

W 1945 roku japonski imperator podpisal akt kapitulacji. Stalo sie to w dzien Wniebowziecia NMP. Wielokroc w rozmowach z przyjaciolmi i z parafianami podkreslalem dziwna zbieznosc dat. 9 maja czyli kapitulacja Niemiec dokonala sie w dzien kiedy czczony jest w kosciele sw. Mikolaj a dokladniej dzien “przeniesienia relikwii” z miasteczka Mir do Bari. Slowo Mikolaj po grecku znaczy zwyciezca. Dla Prawoslawnych to nie tylko Santa Claus czyli przyjaciel dzieci, ale  rowniez patron podroznikow i pocieszyciel we wszelakiej biedzie.

To oni, Prawoslawni ludzie wycierpieli tak wiele z rak obu satrapow Stalina i Hitlera a w dzien sw. Mikolaja oraz sw. Jerzego(we wschodnich kalendarzach tez 9 maja) mogli westchnac z ulga. Podobna ulga stala sie udzialem Chinczykow, Koreanczykow, Filipinczykow, Papuasow i wielu innych azjatyckich narodow, ktore ucierpialy z powodu japonskiej agresji. Dla nich wlasnie Dzien Wniebowziecia jest czyms w rodzaju  Dnia Zmarlych na Wojnie, podobnie jak 9 maja przybral taki sens dla Rosjan.

 

1. Bojkot

 

Czy zbieznosc dat jest przypadkowa czy nie, kazdy ma prawo to rozwazyc. Dla mnie osobiscie jest to swego rodzaju praca domowa dla katolikow tego regionu. Jesli skutecznie uswiadomia swych rodakow, ze jakis zwiazek dat istnieje, to maja prawo obecny wzgledny pokoj przypisywac wstawiennictwu Matki Bozej.

To chcialem rowniez uswiadomic swoim parafianom kreanskiej diaspory w Taszkiencie. W tym wlasnie celu zaprosilem ich, by odwiedzili moja parafie w gorach czyli w Angrenie. Tam wsrod pieknych krajobrazow chcialem im to wszystko opowiedziec. Niestety napotkalem na niespodziany opor.

Bojkot oglosil mi w sposob dobitny moj starosta czyli “pomocnik”.

Starostow koreanczycy wybieraja co roku ze swego grona i wedle tradycji taki czlowiek ma duzy kredyt zaufania oraz pelnomocnictwa. Faktycznie to on jest proboszczem. Czyta kazania, ktore sam dobiera z ksiazek, dysponuje ofiarami skladanymi w niedziele na Mszy, on rowniez odczytuje ogloszenia parafialne. Owszem powinien wszystko konsultowac z kapelanem, ktory im odprawia lub z proboszczem. Do niedawna jednak ojcowie Franciszkanie dawali we wszystkim wolna reke i wielki kredyt zaufania. Byli swiadkami niezrozumialych konfliktow i rozlamow ale woleli nie wnikac. Przyjezdzal raz do roku Franciszkanin z Korei i powinien by ich godzic.

 

2. Zgoda po koreansku

 

Niedawno doszly do mnie wiesci, ze Kaplan Franciszkanin, ktory mial na imie Paulo przyjezdzajac do Taszkientu nie zadal sobie jednak wielkiego trudu w “godzeniu parafian”. Wysluchal on racje jednej sposrod dwu skloconych grup a druga bez wnikania w szczegoly “przywolal do porzadku”, innymi slowami mowiac zachecil do banicji. Wedle jego slow, jesli kilkoro ludzi przestanie chodzic do kosciola, to wspolnota sie przez to oczysci i tragedii nie bedzie, wrecz przeciwnie. Taka sobie “szokowa terapia” po koreansku.

W miare im bardziej poznawalem szczegoly konfliktu i jego aktorow robilo mi sie coraz bardziej zal tych ludzi. Bywaly czasy kiedy na msze przychodzilo 80-100 osob z tej diaspory. Obecnie tylko polowa. Chodza zadowoleni z siebie “zwyciezcy” i kilkoro doslownie “zwyciezonych”.

 

3. Prywatne sledztwo

 

Na lawie pokonanych znalazlo sie dwu poprzednich starostow i spora frakcja zwolennikow. Poniewaz dane mi bylo poznac ich osobiscie jak rowniez ich racje mam spory niesmak patrzac na poczynania obecnego starosty.

Postanowilem wiec, korzystajac z obecnosci o. Tadeusza wieloletniego kapelana koreanczykow, o ktorym od nich samych slyszalem wiele dobrego, by dowiedziec sie co nieco o podlozu konfliktu. Ojciec Tadeusz wlozyl sporo wysilku w nauke koreanskiego. Poznal zwyczaje, odwiedzil wiekszosc parafian, urzadzal dla nich wiele spotkan poza murami kosciola I zostawil niezatarty slad. Tego lata przyjechal z grupa gosci, by odwiedzic “miejsca pamieci” zwiazane z osoba gen. Andersa I tylko w przelocie mogl sie zajmowac sprawami koreanskiej diaspory.

Ludzie wyczekiwali tego spotkania I on ich nie zawiodl.

Owszem doszlo do serii rozmow, w trakcie ktorych szeroko otwarly mi sie oczy.

Okazuje sie, ze wszystkiemu winien jest tzw. “lokalny patriotyzm” a takze materialne polozenie czlonkow naszej grupy. Jest wiec “seulskie lobby”, sa ludzie z Tegu i z Guang-Dong. Jak sie okazuje mozna to lekko zrozumiec wedle klucza nazwisk. W Korei istnieje kanon okolo 300 nazwisk z czego Li, Coj, Kim maja ponad million wlascicieli. Klan Li nie sympatyzuje klanowi Kim z definicji a u nas w parafii sa przedstawiciele i pierwszego i drugiego. Sa bankierzy, wysokokwalifikowani specjalisci i drobni handlarze czy przemyslowcy.

Jednym podoba sie w kosciele taki lider innym inny, gdy na czele grupy staje oponent do wladzy w grupie nie sa dopuszczani stronnicy poprzednika i najczesciej przestaja do kosciola chodzic.

Co to wszystko ma wspolnego z chrzescijanstwem nie wiem.

Tym nie mniej konstatuje fakt. Ponoc w USA sa podobne podzialy miedzy katolikami roznego pochodzenia. W zaleznosci od tego jaka grupa dominuje i z jakiej grupy pochodzi proboszcz inaczej traktuje sie Latynosow, Irlandczykow, Polakow i Wlochow. Zreszta i w Polsce byc moze cos takiego zachodzi.

 

4. Wybory

 

Przy wyborach majowych ksiadz Biskup wykazal sporo roztropnosci prowadzac pertraktacje ze wszyskimi 3 kandydatami “na urzad” trzymajac ich do konca w niepewnosci. Ja w tym czasie jeszcze nie bylem swiadom jak gleboki jest rozlam i nie moglem pojac czego obawia sie nasz Biskup. Okazuje sie, ze obawial sie tez obecny starosta Paulo. Czlowiek ten w przeszlosci zorganizowal grupe ale nie potrafil nia kierowac w sposob pokojowy. Zmaltretowana przez niego grupa “zmusila go by zrzekl sie urzedu”. Obrazony mezczyzna przez 8 lat nie odwiedzal koreanskiej grupy, ktora sam zainicjowal i modlil sie na Mszy rosyjskiej czekajac na dzien odwetu. Mozna sobie wyobrazic jak wiele sie w nim zolci nagromadzilo przez ten czas.

Rok temu starosta zostal wybrany czlowiek mu przychylny a raczej obojetny.

Czesto bywal w podrozach i kazdy raz prosil Paulo, by wypelnial jego funkcje starosty pod jego nieobecnosc. To, ze Paulo w tym czasie prowadzil sie grzecznie I sam fakt jego powrotu do koreanskiej diaspory uspilo czujnosc parafian. Gdy tylko 10 glosow padlo na niego i dalo mu przewage w tegorocznych wyborach zaczal jak i przedtem obrazac nie tylko parafian ale i ksiedza, czyli mnie.

 

5. Starosta Paulo

 

Paulo to wysoki tegi mezczyzna po piecdziesiatce, o wielkich oczach i siwych wlosach. Solidnie ubrany, najczescie biala koszula i krawat.

Prowadzi drobna wytwornie kimczi, ulubionej potrawy koreanczykow. W odroznieniu od wiekszosci tutejszych koreanczykow nie posiada kierowcy ale sam prowadzi samochod. Rosyjskiego ani angielskiego nie zna co znacznie utrudnia wspolprace. Z charakteru choleryk z zachowania lizus. W domu ale niestety i w zyciu parafialnym pantoflarz.

Temu panu nie podoba sie, ze ja osobiscie przygotowuje dwojke dzieci do Komunii Swietej. Okazuje sie ze wczesniej sie tym zajmowala jego malzonka. Nie wiedzac o tym obrazilem tych panstwa, ale na wprost nikt nic mi w tej sprawie nie powiedzial. Musialem sie dlugo domyslac. Katechizacje rozpoczalem zaraz po nowym roku. Dokladniej mowiac po “Ksiezycowym Nowym Roku”, ktory jest szczegolnie czczony w spolecznosciach Dalekiej Azji. Gdy proboszcz o. Lucjan ujrzawszy mnostwo dzieci i mlodziezy na tej uroczystosci, zasugerowal, ze “cos trzeba robic” poprosilem o liste dzieci i mlodziezy oraz przystapilem do pracy.

Staroscie nie podoba sie, ze mam spotkania z mlodzieza, bo wedle jego slow “sa do tego specjalisci”. Kto i co, tez zadnych konkretow. Na prosbe, by mi zorganizowal spotkanie z parafianami, ktorzy przestali chodzic do kosciola rzekl, “ze to nie ma sensu”, bo w tradycji koreanskiej nie ma czegos takiego jak chodzenie w goscine. Nie podobalo mu sie tez, ze chce agitowac nowych parafian z pomoca prasy koreanskiej, ktora co dzien ukazuje sie w Taszkiencie lub ulotki o parafii.

Sila rzeczy temu panu nie mogl sie spodobac wyjazd poza miasto, bo jak mi pozniej doniesiono, rozpowiadal ludziom, ze Angren nie ma rejestracji, i ze nas tam moga pojmac i deportowac. Na te zarzuty odpowiedzialem, ze nie zdarzalo sie nigdy, by za spotkania parafialne deportowano parafian, ze jesli sa powody do obaw to bac sie musze ja a nie on. Drugi argument byl taki, ze niedaleko jest Andidzan i ze moga byc jakies zamieszki.

Odpowiedzialem, ze odwiedzam parafie co tydzien i jak na razie zamieszek w Angrenie nie dostrzeglem. Tym nie mniej starosta doprowadzil do kolejnego rozlamu. Zaproponowal “kompromis”. Polegal on na tym, ze Msza Wniebowziecia odbedzie sie o 6-tej rano dla tych co “nie moga jechac w gory”. Pozostali jesli sie nie boja, to “niechaj jada”.

 

6. Swiateczna pielgrzymka

 

No coz. Na szosta rano przybylo okolo 30 osob, w tym rowniez tych 10-ciu smialkow, ktorzy planowali jechac ze mna. Tak sie asekurowali, by uniknac zlosliwych docinkow. Te cyfry pokazaly mi jak nikle mam wsparcie w parafii i jak groznego mam wspolpracownika.

Tym nie mniej do “swiatecznej pielgrzymki” doszlo.

Puste miejsca w autokarze zajely trzy siostry Misjonarki i Taszkiencka Mlodziez.

Najpierw w Angrenie odmowilismy koronke do Jezusa Milosiernego. Ja powiedzialem okolicznosciowe slowo i po pol godziny odpoczymku pojechalismy dalej. Dla miejscowych parafian zamowilem dwie taksowki. Siedzac w taksowce pokazywalismy droge kierowcy autobusu do osiedla Yangiabad, w ktorym sa piekne widoki. To niespelna 10 km. Tym nie mniej pod moja nieobecnosc w autobusie zdarzyla sie jeszcze jedna przykra historia. Kierowca, czlowiek nam nieznany, zaczal wymyslac najgorszymi slowami z mozliwych, ze musi jechac za miasto i ze zostal oszukany. To zepsulo humor wielu pielgrzymom, ktorzy bez tego mieli juz dosc przykrosci ze strony starosty. Okazuje sie, ze jego malzonka uszczypliwie komentowala, ze “sobie sami stwarzamy problem”. To mialo wyglad pogrozki, niestety, o talentach “starosciny” juz mi opowiadano. Teraz mialem sie osobiscie przekonac, ze ta “niespelniona katechetka” potrafi naszkodzic.

 

6. Msza swieta

 

Zatrzymalismy sie u podnoza pieknej gory i wedrowalismy wzdluz potoku szukajac miejsca dla liturgii. Nasz plan byl prosty: wedrowka, Msza, piknik.

Bylo nas razem z angrenskimi parafianami ponad 30 osob.

Miejsca nad potokiem byly zajete przez wycieczkowiczow. Nie bylo gdzie palca wetknac. Ja rowniez mialem humor zepsuty wiec sie lekko poddalem namowie, by Msze odprawic w ogrodzie u pewnego zyczliwego czlowieka.

Koreanki, ktore wstaly pewnie o piatej rano, by sie przygotowac do Mszy, prosily by na tej drugiej Mszy juz nie glosic kazania ale ja nie ustapilem.

Zbyt wiele chcialem powiedziec tego dnia, by sie wycofac.

Mialem zreszta ze soba tlumacza. Opowiedzialem roznice miedzy pojeciem “zasnac” i “byc wzietym na niebo”, co w dwu chrzescijanskich tradycjach Wschodu i Zachodu jest dopelniajacym sie wzajemnie sposobem pojmowania faktu smierci Matki Bozej.

To dalo mi powod do snucia innych rozwazan o zmarlych rowniez na wojnach.

Wypadlo niezle, przynajmniej tak mysle obecnie. Zmeczone i udreczone twarze czesci pielgrzymow wypogodzily sie gdy tylko wypowiedzialem slowa blogoslawienstwa.

 

7. Piknik

 

Piknik urzadzilismy obok tego miejsca, gdzie stal autobus. Mlodziezy bardzo sie spodobalo. Wiekszosc skorzystala z kapieli oblewajac sie woda i nie zdejmujac odziezy. Dania koreanskie byly wysmienite i w tak wielkiej ilosci, ze tarczylo jeszcze na dzien natepny.

Kierowca, ktory narobil nam tyle przykroscil przez pol godziny nie potrafil uruchomic autobusu. To byla wyrazna kara dla niego za zle zachowanie wobec nas.

Okolo godziny piatej znowu odwiedzilismy kaplice. Tam sie pozegnalismy troszke w lepszych humorach. Tym niemniej akt kapitulacji jaki sie dokonal po obu stronach w koreanskiej diasporze nie doprowadzil do pokoju. Kipi nadal i przy kazdej okazji. Jedyna korzysc i nauka dla mnie, ze rzeczy ukryte od oczu kaplanow staly sie nagle jawne i to co moglo sie z boku kojarzyc z jakims tajnym “koreanskim towarzystwem” albo sekta, powolutku poprzez wzajemne obwachiwanie ma szanse stac sie prawdziwie katolicka parafia, w ktorej procz starosty szanowany bedzie rowniez Kaplan.

 

8. Niespodzianka

 

Mialem wrazenie, ze po tej “demonstracji sily”, na jakis czas nastapi rozejm, ze starosta pojdzie na wspolprace, i ze nie bedzie mnie bojkotowal w przyszlosci. Jakze naiwny bylem. Kolejnego dnia, gdy z Taszkientu odlecial ksiadz Biskup na spotkanie episkopatu Azji w Manili z przystankiem w Seulu, mialem doswiadczyc kolejnej “lyzki dziegciu”.

Okazalo sie, ze moj pomysl, by biskup odwiedzil Seul zamiast siedziec caly dzien na lotnisku urazil staroste, bo z nim nie skonsultowalem.

Bezposrednio skontaktowalem sie z mama pewnego ministranta, ktory wlasnie spedzal lato u babci w miasteczku Inczon gdzie jest miedzynarodowe lotnisko.

Chlopiec sie pieknie wywiazal o czym dostalem wiadomosc od Biskupa przez sms. Wystarczylo, ze o tym wspomnialem w ogloszeniach, by Paulo wszczal akcje represji wzgledem “bogu ducha winnej” kobiety. Jej szczescie z powodu, ze mogla dopomoc biskupowi zamienilo sie w rozpacz. Okazuje sie, ze Paulo potrafi doprowadzic do lez kogo zechce i to w blyskawicznym tempie.

Poprosilem wiec o arbitraz Proboszcza i o spotkanie z czlonkami zarzadu parafialnego.

 

9. Zebranie

 

Zebranie zostalo zwolane spontanicznie ale za zgoda i wiedza ksiedza Biskupa.

Przyszlo czworo osob: Inesa – czterdziestoletnia malzonka przemyslowca z Buchary, Maria Kwak – opiekunka ministrantow, kobieta z pieknym glosem wykonujaca niezwykle poboznie egzekwie oraz Laurencjo – skarbnik. Brakowalo tylko Klemensa Pak – bankiera, ktory tego dnia nie byl w kosciele. Jego syn mocno choruje z powodu napadu rabunkowego i zadanych w trakcie napadu ran. Zal mi bylo, bo to jedyny w miare lojalny wobec mnie czlowiek “spoza ukladu”. Drugi potencjalny sympatyk Laurencjo, czlonek redakcji koreanskiej gazety caly czas zagadkowo sie usmiechal ale nie zabieral glosu. Milczala tez Maria Kwak,

bo ona rowniez miala udzial w krytyce Agaty mamy ministranta. Wyczuwala zapewne, ze mam do niej o takie zachowanie zal. Ja nie krylem, ze o wszystkim wiem.

 

Epilog

 

Dlugo opowiadalem o rzeczach, ktore mnie niepokoja i jako ostatni fakt wymienilem okolicznosci zwiazane z pobytem biskupa w Seulu.

Zglosilem pragnienie wiekszego udzialu w decyzjach i projektach parafialnych, na co Paulo powiedzial, ze za slabo znam koreanczykow. Pytanie proboszcza, czy to jest mozliwe, bym ja byl obecny starosta skwitowal odpowiedzia, ze jesli zechce to mnie powiadomi o tresci spotkan zarzadu jakie sie beze mnie odbywaja po dwa razy na miesiac. W sprawie katechezy dalej sie upieral, ze oni sami zrobia to lepiej beze mnie. Gdy chodzi o obrazanie ludzi, bo ja powiedzialem oglednie, ze sa osoby ktore z powodu Paulo nie chodza do kosciola i placza, odpowiedz byla taka sama jak pierwsza. Paulo musi utrzymac dyscypline w grupie i on sam wie najlepiej jakimi srodkami to robic. Najlepszy srodek jak z tego wynika to wrzask.

Gdy mu zrobilem uwage, ze w kosciele sa inne metody wtedy jakby na potwierdzenie moich zarzutow zaczal na mnie wrzeszczec i tu nareszcie swoja role arbitra wypelnil o. Lucjan, ktory przeprosil wszystkich, ze sie spieszy i pora od dyskusji przejsc do wnioskow.

Wnioski przyszly potem. Ja ochlonalem nieco i dalem za wygrane, natomiast kobiety obecne na spotkaniu zobowiazaly Paulo, by mnie przeprosil, za to ze krzyczal. Lecz on tego nie uczynil. Teraz obrazone na niego parafianki przygotowuja mu impeachment. Naprawde nie wiem co z tego wyjdzie.

Tym niemniej 4-go pazdziernika odbyl sie Czusok, wazne swieto koreanski i czeka nas kolejna przejazdzka w gory. Ponadto powrocil z Korei jeden z dawnych liderow, ktory przyjaznil sie z o. Tadeuszem I zachecal mnie do radykalnych krokow. Moze czas wszystko rozstawi na miejsce. Poki co wojna trwa, ogien sie tli ale po cichu.

 

Taszkient, 9-ty pazdziernik 2009