Wybierz swój język

Niezwykły kleryk

 

Dzisiejszy dzien byl deszczowy, przynajmniej z rana. Noca byla nawet burza z piorunami. Tak pewnie przystalo, by niebo rowniez "swietowalo" Jana Chrzciciela. Pojechalem "pozaplanowo" w gory do Angrenu. Podrozowal ze mna tym razem kleryk Zidrunas, w przeszlosci milioner, autor uzbeckiego cudu. Poprzedniego wieczoru opowiadal mi jak na przemysle bawelnianym i na fabryce ubran zarobil swoj pierwszy milion. Potem jak mu bylo ciezko rozstawac sie z ta fortuna, bo czul, ze to pokusa dla udzialowcow. Owszem przez rok pobytu w postulacie nie interesowal sie firma a gdy wrocil na wakacje zobaczyl wszystko w oplakanym stanie. By wstapic do seminarium potrzebuje spokoju serce i nie chce dopuscic, by ludzie ktorym zabezpieczyl miejsca pracy i dochody nie zostali na ulicy. Zalezy mu rowniez, by akcje, ktore nadal posiada rozdac w sposob madry ludziom potrzebujacym. Chcialby tez cos ofiarowac dla mojej malutkiej parafii, do ktorej przylgnal sercem. Nie wiadomo czy mu z tego cos wyjdzie, bo nieuczciwi wspolnicy nie tylko pracownikow lecz i swego dawnego akcjonariusza chca go puscic z torbami. Kiedys juz na jesieni napisalem w artykule o Ferganie historie tego chlopca porownujac jego postepek do wyczynu Franciszka, ktory nie spelnil oczekiwan bogatego ojca i roztrwonil fortune rozdajac biednym. Nie przypuszczalem, ze kiedys cos takiego zobacze na wlasne oczy. Bez wzgledu na to czym sie ta historia zakonczy juz teraz jestem zbudowany postawa mlodego litewskiego biznesmena.

Chlopak ma swiadomosc slabosci naszego kosciola na misjach i chcialby cala dusza pomagac ale jego mozliwosci w tej dziedzinie i wiedza sa zbyt male. Przyznal sie, ze przez rok postulatu odczul, jak Pan Bog "kuje" bez wiedzy i wysilku "ojcow duchownych" niezwykle samorodki. Nie wiem czy mial na mysli siebie czy srodowisko taszkienckich katolikow wsrod ktorych rosl duchowo przez 4 lata zanmim dorosl do decyzji porzucenia swiata. Nie wiem, ale swiadectwo tego chlopaka bylo autentyczne swieze i budujace. Plonal takim samym ogniem jakim musial plonac Jan Chrzciciel nad Jordanem. Troche mu nawet zazdroscilem tego swietego gniewu i zapalu.

Kleryk kolekcjonuje z internetu wszelkie teksty ojcow kosciola, lubuje sie w ksiegach Starego Testamentu. Ma niesamowita wiedze i ciagle ja poglebia. Zanim ruszylismy w droge poprzedniego wieczora dlugo szperal w internecia jakiejs ciekawej opowiesci o Janie Chrzcicielu i po drodze do Angrenu pilnie studiowal to co znalazl. Ja tymczasem rozeslalem setke sms do moich uzbeckich parafian i przyjaciol przypominajac im o swiecie Jana Chrzciciela i obowiazku, by go uczcic i wspomniec dzien swego chrztu. Podobna sms-ke rozeslalem 20-tu znanym mi pastorom protestanckim. Nazbieralem niezla kolekcje telefonow i juz mnie ponoc w Taszkiencie nazwali "wirtualnym ksiedzem" ze wzgledu na systematyczne podboje dusz tego rodzaju sposobem.

Wysiedlismy z autobusu na skrzyzowaniu poltora km od parafii. Gawedzilismy sobie przygotowujac w glowie strategie swieta, ktore jak wiekszosc moich wizyt w Angrenie mialo byc improwizacja.

Pan Bog bardzo dopomagal.

200 metro od parafii jest maly ryneczek na ktorym sie zaopatruje kazda sobote, gdy szykuje "wieczorek z herbata". Tam kleryk Zydrunas za swoje pieniadze kupil kilo bananow i paczke herbaty. Ja natomiast tradycyjnie dwa litry soku pomaranczowego kilka czeburekow(duze paczki z miesem) i somsy (kanapki miesne). Owszem kupilem cztery duze swiece, ktore trzeba bylo rozciac na 12 kawalkow, bo tylu mielismy parafian. Po Mszy swietej jeszcze odprawilem dwu chlopaczkow by kupili lody, o ktorych zapomnialem tym razem a to w taki upalny czas wazny atrybut wszelkich spotkan.

Na ryneczku troszke niepewnym krokiem posuwalu sie od stoiska do stoiska moje dwie parafianki, ktore ostatnio sporo wagaruja. Jedna z nich podszedlem od tylu i jak dzieciak w szkole zamknalem jej oczy czekajac czy zgadnie kto-tam. Rozbawilo to babcie i jej core na tyle, ze choc nie planowaly przyjsc do kosciolka to jednak przyszly sladem za nami.

Kazanie wyszlo mi niemrawe a to glownie dlatego, ze rozmyslalem jak urzadzic odnowienie przyzeczen chrzcielnych z uzyciem malutkich swiec. Opowiadalem w niedziele ludowe polskie obyczaje poswiecaniia wiankow puszczanych na wode w noc swietojanska i widzialem spore zainteresowanie w oczach parafian, zwlaszcza dzieci.

W podworku zachowalo sie po poprzednich wlascicielach naszej kaplicy Baptystach glebokie baptysterium na podworku, ktore w przeddzien nasz stroz napelnil woda. Przygotowal tez na moja prosbe ognisko obok basenu. Przeszlismy wiec po mszy na podworka. zapalilismy ognisko swiecami, ktore zaplonely od Paschalu. Powtorzylismy trzymajac je w dloniach tekst liturgii chrzcielnej i opuscilismy swiece do wody. Owszem swiece utonely ale razem z nimi nasze modlitwy. Tak zaproponowalem. Zaproponowalem rowniez by kazdy w baptysterium 3 razy obmyl sobie twarz lub zanurzyl glowe. Polowa parafian to dzieciarnia wiec nie trzeba bylo 2 razy namawiac. Kleryk byl troche zgorszony, bo oczekiwal ode mnie wiekszych wyczynow duszpasterskich i piekniejszego kazania. Byly biznesmen to prawdziwy rygorysta. Sam taki bylem gdy trafilem do seminarium wiec cierpliwie znosilem jego docinki, ktorych mi nie szczedzil za stolem. Zeby go wiec jakos uspokoic zabralem go po herbatce na obchod najstarszych, niedoleznych parafian, sposrod ktorych jeden mial imieniny ale nie zastalismy w domu bo juz w jakims garazu zdazyl sie napic. Jura i Zosia byli troszke zaskoczeni ale mile, bo wizyta niezapowiedziana.

Wedrujac na dworzec upomnialem kleryczka, ze jesli wyobraza sobie misje jako nieustanne gloszenie slowa Bozego i calodobowe katechezy to jednym machem przekresla caly charyzmat Matki Teresy, ktora obywa sie bez tych "nadmiernych uczonosci", a jednak skutecznie zdobywa serca dla Boga i wdziecznosc ludzi. Po drodze rozbawily nas angrenskie krowy, ktore w centrum miasta znalazly sobie "smaczne smietnisko" i wyzeraly co sie dalo stamtad jak to robia psy czy koty. Jak latwo sie domyslec mleko tych krow trafia na nasz ryneczek i na nasze stoly...

Nie wiem kto kogo dzis nawracal i kto u kogo praktykowal. W drodze powrotnej moj gadula troszke sie przymknal a ja oddalem sie wspomnieniom, ktore teraz pozbieralem i odsylam na osad.

ks. Jarek - Taszkient