Wybierz swój język

LEGION MARYI W ANGRENIE

 

Przed odpustem Milosierdzia Bozego w uzbeckim Angrenie moj stroz przez telefon zdazyl kilkakroc mnie zaalarmowac o „nieproszonych gosciach” z „hakimiatu”(Urzad Miejski), szyrkatu(solectwo), milicji i prokuratury. Nasza malutka kapliczke zrewidowano i sfilmowano. Tydzien wczesniej moj sasiad z Doliny Ferganskiej prowadzil tam rekolekcje i tez byl inwigilowany. Stawiano mu zarzuty, ze w naszej „niezarejestrowanej kaplicy” zbieraja sie dzieci(przestepstwo?) i muzulmanie-uzbecy(prozelityzm).

O. Piotr zarzuty wysluchal i przekazal ks. Biskupowi.

Sadzilismy, ze wszystko plynie z inicjatywy SNB (Sluzba Narodowego Bezpieczenstwa – odpowiednik KGB), totez sporzadzilismy list wyjasniajacy i bylem z nim w „Urzedzie” na Wielki Czwartek. Tam uslyszalem odpowiedz, ze SNB nie inicjowala zadnych kontroli wiec trzeba sie dowiadywac w tej sprawie w Hakimiacie i w Milicji.

Za jakis czas te podejrzenia mialy sie potwierdzic.

To wlasnie napieta sytuacja przed odpustem sprawila, ze napredce sporzadzilem apel z prosba o „modlitewny szturm”.

Reakcja przeszla moje najsmielsze oczekiwania i raczej byla skuteczna.

Z wydawnictwa Znak otrzymalem zapewnienia o modlitwie i zachete, by trwac posrod szykan. Takie same zapewnienia plynely przez caly tydzien z rownych zakatkow Polski. W Czarnej Bialostockiej dzieci wspolnie z katecheta Ryskiem modlili sie na wszystkich lekcjach. Potem podobna modlitwa plynela w parafiach, gdzie niegdys pracowalem to znaczy w Dolistowie nad Biebrza i we wspomnianej Czarnej, gdzie jedna z parafii ma tytul Jezusa Milosiernego.

Pewien kaplan z bialostockich Jurowiec mial wspomniec przed grobem siostry Faustyny, dokad sie wybieral na odpust. Modlila sie tam rowniez w naszej sprawie Pani Antonina, cudownie ocalona od rak tej zimy.

Inny ksiadz moj kolega kursowy, kapelan siostr Pasterzanek, mial to samo zrobic przed relikwiami blog. Michala Sopocki.  Dostalem od siostr zapewnienie, „ze szturmuja” niebo modlitwami. Prosba dotarla tez do „plockiego sanktuarium”. Modlono sie w Pile, Goniadzu, Rypinie i Lipnie a takze w Stolicy.

Nawet 98-letnia babcia z Okalewa ”przyslala mi”przez ciocie swoja modlitwena sms-ke.

Najbardziej jednak spodobal mi sie tekst okolicznosciowy, ktory posluzyl mi w tych dniach jako modlitwa:

 

"Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże..."

 

 

1. Desant z Bialorusi

 

We wtorek odebralem z lotniska pare „legionistow” z Minska, ktorzy mieli uswietnic odpust w Angrenie. Z powodu „szumu” jaki wyniknal w Wielkim Tygodniu, ks. Biskup radzil mi nawet sie powstrzymac z przyjmowaniem tej delegacji. Odwiedziny stanely pod znakiem zapytania i szly juz rozmowy o zwrocie biletow. Po Wielko-czwartkowej wizycie w „Urzedzie” oraz po serii rozmow telefonicznych z Ekscelencja byla podjeta decyzja, ze goscie z Bialorusi moga przyjechac. Na Wielka Sobote osobiscie wyslal do Minska telegram z zaproszeniem do Legionu Maryja.

Nasi goscie trafili na „sezon deszczowy” i choc zabrali ze soba z chlodnej polnocy sporo „letnich” ubran. Nic z tego sie nie przydalo. We srode odwiedzilismy budynek, w ktorym w czasie wojny mieszkal pisarz i poeta Jakub Kolas (Mickiewicz), najwiekszy z panteonu bialoruskich tworcow obok Janka Kupaly. Potem odwiedzilismy stacje metro Alimjon i pomnik miejscowego pisarz, rownie utalentowanego Uzbeka. Probowalismy odwiedzic luteranska Kirche(niestety byla zamknieta) i powrocilismy na obiad. Wieczorem bylo kazanie mlodego kaplana x. Denisa i swiadectwo jego towarzyszki, dziennikarki Galiny Kalewicz. Parafianie z Taszkientu maja zwyczaj urzadzac w kazda srode wieczorem pogadanki z ciekawymi ludzmi wiec opowiesc o Legionie Maryja byla bardzo na ten czas porzadana.

W przeszlosci istniala grupa Legionistow we wspolnocie koreanskiej, jednak od 3 lat juz sie nie zbiera.

 

2. U pani Heni

 

W pol drogi do mojej parafii w Angrenie jest miasteczko Almalyk. Tutaj przyjezdzam na pierwsze piatki, bylem na koledzie i obiecywalem przyjechac w Oktawie. Pani Henia pochodzi z Mior z obwodu Witebskiego, wiec cieszyla sie bardzo z odwiedzin rodakow. Tak sie zlozylo, ze w Miorach urodzila sie tez jej najmlodsza wnuczka Danusia. Ma 15 lat ale dopiero teraz zaczyna sie szykowac do Pierwszej Komunii swietej. Rozmowa z goscmi to wazny element „dorywczej katechizacji”, ktora prowadze od Bozego Narodzenia w sposob indywidualny. Dziecko jest bardzo zdolne, ma dlugie rude warkocze i duzo piegow na twarzy. Potrafi juz odmawiac kilka modlitw po polsku a teraz bedzie jeszcze znac Koronke do Milosernego Jezusa, ktorej napredce nauczyla ja Galina. Po Mszy sw. I swiatecznym obiedzie udalismy sie do Angrenu.

 

3. Wiktor

 

Z rana w piatek odwiedzilismy Technikum, w ktorym w przeddzien Bozego Narodzenia zapoznalem sie z aktywistami Towarzystwa Bialoruskiego. Opowiedzialem juz wtedy, ze spodziewam sie gosci z Bialorusi i choc ci Prawoslawni ludzie odniesli sie do mnie z rezerwa tym niemniej odszukalem ich i Galinie udalo sie przeprowadzic wywiad. W Technikum spodziewano sie jakiejs delegacji z Taszkientu wiec na stolowce trwaly przygotowania i straszny szum. Wiktor, ktorego krewni pochodza spod Szkolowa z Obwodu Mohylowskiego nie kryl zazenowania z powodu roznic wiary. Okazalo sie, za jako biznesmen wspira prawoslawnego kaplana, z ktorym razem uczyl sie w szkole. Nie potrafil jednak sobie przypomniec jak nazywa sie glowna ksiega chrzescijan, ktora ponoc w cerkwi uroczyscie razem z Popem na chrzcinach nosil.

O dyplomatycznych talentach Galiny moglem sie przekonac pod koniec rozmowy, kiedy to „uparty Bialorus” zgodzil sie przyjac kilka „cudownych medalikow” dla swoich dzieci a takze schowal do paszportu obrazek Jezusa Milosiernego. Ktos moze to nazwac prozelityzmem. Ja wiem, tak w Rosji bedzie nazwana kazda rozmowa katolika z Prawoslawnym czlowiekiem. Dla mnie jednak to spotkanie pozostanie w pamieci jako spotkanie rodakow, ktore spowodowal Pan Jezus Zmartwychwstaly na pozytek wszystkich wierzacych w naszym malym gorskim miasteczku.

 

4. Pielgrzymka

 

Nie udalo sie pokazac Taszkientu z powodu zlej pogody, moglismy jednak pospacerowac po Angrenie, bo pojawilo sie slonce. Byla wedrowka po starym i nowym Rynku(Eski va Yangi Bazar). Tam Galina i ksiadz Denis planowali rozdawac obrazki Jezusa Milosiernego i zapraszac na odpust. Tam rowniez kupilismy 3 glowki kapusty, z ktorych gotowalismy sobie posilki w ciagu 3 dni pobytu w miasteczku. Odwiedzilismy wdowca Iwana, ktoremu na koledzie udzielalem Sakramentu Malzenstwa. Starzec jest slepy a jego sp. Malzonka na tydzien przed smiercia sporzadzila Testament, na mocy ktorego sasziedzi Uzbecy mieli sie para staruszkow opiekowac do smierci i wziac w spadek ich mieszkanie. Miesiac po zagadkowej smierci naszej parafianki z domu zginely wszelkie oszczednosci, w tym rowniez ofiary jakie przekazalismy z parafii. Dziadek wygladal jak zaszczute zwierzatko, ktore dlugo morzono glodem. Plakal na moj widok i calowal rece innej sasiadki, ktora przyszla mu na pomoc. Sasiadka, tadzyczka o imieniu Zuhra i pieknych blekitnych oczach, opowiedziala nam jak do odwiedzin dziadka zachecila ja nieboszczka Lida we snie. Ponoc dziadek Iwan rozbudzil ja posrod tego snu...

Obiecalismy dziadkowi odwiedzic go nazajutrz i powedrowalismy dalej. Byly tez odwiedziny u babci Zosi i proba dokonania rejestracji w Hotelu, bo w Uzbekistanie jak i w Rosji „obcokrajowcy” na 3-ci dzien pobytu musza sie meldowac w Hotelu albo na milicji.

Potem pokazalem moim gosciom cerkiew, ktora podobnie jak nasza kapliczka miesci sie w dzielnicy domkow jednorodzinnych i z odleglosci 10 metrow trudna ja odroznic od sasiednich domow. Krzyz na dachu jest tak skromny i pozbawiony tradycyjnej cebulki nierzuca sie absolutnie w oczy. Tam zaczelismy odmawiac rozaniec i zakonczylismy u wrot do miesjcowego meczetu.

Po Mszy sw., na ktorej zebralo sie 5 osob w tym jedna nowicjuszka Olga znajoma cioci Zosi, odmowilismy kolejny fragment Nowenny, przyrzadzilismy obiad i „poszlismy glosic”.

 

5. Pani Katja

 

Od samego poczatku pobytu w Uzbekistanie probuje sie zaprzyjaznic z miejscowymi koreanczykami. Owszem mam grupe poludniowo-koreanska w Taszkiencie. Tego mi jednak malo. Szukam przyjazni z miejscowa diaspora, ktora w swej wiekszosci stala sie niestety „kanonicznym terytorium” prezbiterianow.

Sa w Angrenie az dwie wspolnoty. Jedna w odleglosci 10 minut pieszo, ktora prowadzi Swietlana Li, moja rowiesnica. Jest to rejestrowana wspolnota podobnie jak Prawoslawni ma siedzibe w dzielnicy domkow jednorodzinnych. Swietlana jak wiekszosc koreanskich misjonarzy koncentruje sie na akcji charytatywnej. Po kazdej liturgii jest wielki obiad. Jej pomocnikiem jest pewna Polka sposrod kazachskich zeslancow. Obie panie mi sympatyzuja ale dystans jest dosc duzy i z moja rodaczka moge swobodnie rozmawiac tylko pod nieobecnosc Swietlany. Tak bylo i tym razem. Dzwonilismy dlugo. Duzo glosnych psow i wysokie wrota nie dawaly mozliwosci, by zgadnac czy ktos jest w srodku czy nie. Gdysmy sie juz zbierali odchodzic staruszka wyszla i kilka minut obcowala z nami na podworku. Obiecywala przyjsc do nas nazajutrz ale slowa nie dotrzymala.

Poszlismy do drugiej koreanskiej wspolnoty, ktora prowadzi mlody prezbiterianski kleryk Sasza Sin. Od pol roku nie udaje mi sie znalezc klucz do jego serca. Tylka raz rozmawialismy w przelocie, reszta to telefony i SMS-y. Obok zdelegalizowanej kaplicy jest koreanska herbaciarnia, ktora prowadzi sympatyczna Pani Katja. Zamowilismy herbate a ks. Denis nawet poprosil o kanapke. To byla juz pora kolacji wiec posiedzielismy zbierajac w glowie wrazenia i planujac nastepny dzien.

Ks. Denis wreczyl sympatycznej kelnerce medalik i obrazek, co jest zgodne z haryzmatem Legionu Maryja i juz czulem patrzac na oboje, ze nastepny dzien wszystko co zaplanuja im sie swietnie uda.

 

6. Z duzej chmury maly deszcz,

 

W sobote zmienilem godzine nabozenstwa dla „zmylenia przeciwnika” i poinformowalem

parafian poprzez SMS, zeby przyszli rano o 10-tej a nie jak zwykle o

15.00. Ku naszemu zdziwieniu jak zwykle przyszla pani z Szirkatu (takie sobie muzulmanskie solectwo, ktorego funkcja to m.in. zbieranie donosow)i to wlasnie przed poludniem, i kolejny raz uprzedzila, ze nam nie wolno sie modlic i ze duzo ludzi sie na nas skarzy. Sprytny stroz przeprowadzil znerwicowana kobiete przez zapasowe wejscie i pokazal jej pusta kuchnie

letnia gdzie zwykle bywaja katechezy, gdy tymczasem 14 parafian siedzialo

cichutko w kaplicy.

Zupelnie tak jak na "kompletach" w czasach niemieckich.

Po Mszy sw. Jedna z parafianek odniosla hakimowi(burmistrzowi), wlasnie posrodku tylu modlitw prosbe o wydzielenie ziemii dla kosciolka Bozego Milosierdzia. Ufam, ze po tylu przygodach i „mekach rodzenia” bedzie to kolejne Sanktuarium.

Relikwie blog. Michala Sopocki przywiozlem do tej parafii bezposrednio z placu Mszy sw. Beatyfikacyjnej w pierwsza sobote pazdziernika zeszlego roku.

Po poludniu miala przyjechac milicja i KGB ale nie wiadomo dlaczego do nalotu nie doszlo. Czekalem caly dzien do 18.00

Tymczasem ksiadz Denis z Galina odszukal na bazarze pewna kobiete, ktorej przodkowie pochodza z Krakowa. Pracuje na rynku handlujac drobiazgami i niestety jak widac wszystko co zarobi przeznacza na alkohol.

Inna kobieta, ktora opowiedziala o sobie, ze jest emerytowana nauczycielka przyznala sie Galinie, ze zrobila wielkie zakupy na „Ruska Wielkanoc”, ze „odswietuje” po raz ostatni i popelni samobojstwo. Takie szczere wyznania spowodowal obrazek Jesua Milosiernego.

Galinie udalo sie troche kobiete udobruchac i mamy nadzieje, ze swego planu nie spelni.

Tego wieczoru jeszcze raz odwiedzilismy dziadka Iwana, ktory mial sie znacznie lepiej.

Zuhra, ktora na kolejny komentarz, ze ma dobre serce i symaptyczna twarz stwierdzila, ze to zasluga Aleksandra Macedonskiego, ktory tadzykow(plemia iranskie) „dokladnie podeptal”, przyjela rowniez od Galiny obrazki i medaliki. Malo tego powiedziala, ze w ten sposob „przejmuje” wiare i poglady zmarlej staruszki Lidy i ze obowiazkowo bedzie medaliki nosic i ze dzieciom tez je przekaze, zwlaszcza chorej na padaczke coreczce.

 

Pierwsi chrzescijanie.

 

W Niedziele Milosierdzia, Tak samo jak w czasach Jesusa Msza Swieta, byla przy zamknietych drzwiach. Pogoda sie zepsula i nie oczekiwalismy tlumow. Przyszla jednak jedna nowa osoba sposrod tych, ktorych odwiedzalem jeszcze w trakcie koledy. Przyniosla swiadectwo slubu rodzicow wypisane w latach 50-tych w Kazachstanie. Jako miejsce urodzenia obu rodzicow byl ukazany Lachowicki rejon pod Kanmiencem Podolskim. Syn tej pani pracuje w Taszkiencie w balecie i dziala aktywnie w Towarzystwie Polskim. Gdy sie zaczelo kazanie psy glosno zaszczekalyw podworku ale stroz nie wyszedl.

Moze tak mocno byl zaabsorbowany kazaniem, a moze po prostu stchozyl, jak Apostolowie, na widok Zmartwychwstalego. Ja tez sie czulem jak ewangeliczny Tomasz. Nie moglem uwierzyc, ze temu swietowaniu „nic nie moze przeszkodzic”!

To mogli byc rowniez spoznieni parafiani, zaproszeni przez Galine i ks. Denisa ludzie z Bazaru albo znowu pani z Szirkatu. Chyba sie nie dowiemy kto to mogl byc. Moze dopiero w nastepno sobote. Wczesniej sie tam nie wybieram, by „nie wywolywac wilka z lasu”.

Tym nie mniej, nie patrzac na strach w dopelnienie kazania ks. Denisa i swiadectwa Galiny zdobylem sie na wlasne swiadectwo z czasow kleryckich. Opowiedzialem parafianom jak na podworko posesji, na terenie ktorej mieszkal latami blog. Michal Sopocko i obecnie jest tam kaplica Milosierdzia Bozego, stoczylo sie kilka wagonow z bronia chemiczna, od ktorej zginac mogli w promieniu 50 km wszyscy mieszkancy Podlasia. Ja bylem wtedy klerykiem 5-go kursu, wlasnie rozpoczal sie proces beatyfikacyjny i pekl mur berlinski. Przez Bialystok podrozowalo duzo takich niebezpiecznych transportow. Tego feralnego dnia ogloszono przez radio, bysmy sie udali na „strychy” i ostatnie pietra wiezowcow. Nie bardzo bylo wiadomo o co chodzi. Z czasem dowiedzielismy sie, ze trujacy gaz mial sie przemieszczac po ziemi, dlatego wszystkich „zaproszono” na gore „do wieczernikow”. Bogu dzieki ani kropelka trucizny nie wyciekla z cystern...

Moich gosci odwiozlem znowu do babci Heni, gdzie maja sie zatrzymac kolejne dwa dni poszukujac katolikow. Juz wiem, ze spotkali sie z miejscowymi charyzmatykami oraz z rodzina parafianina Andrzeja, Tatarzyna nawroconego przy budowie karmelickiego klasztoru w Niznim Nowgorodzie (Gorki). Dla jego mamy Almiry przywiezlismy biblie, o ktora ona bardzo prosila.

Noc moi goscie spedzili w hotelu. Troszke to krepujace, ale w domu babci Heni nie znalazlo sie dla rodakow miejsca. Poczatki sa trudne ale nie tracimy nadziei, ze rowniez w Almalyku bedzie katolicka wspolnota i ze bedzie to kwitnaca parafia taka sama jak ta, ktora Galinie z polecenia biskupa Dziemianki udalo sie stworzyc w okolicach Mohylowa kilka lat temu. Tam rowniez pierwsza parafianka byla pewna babcia pochodzaca z Mior. Za trzy dni znalazla na rynku 15-tu katolikow. Ja ja prosilem o trzech. Moje skromne nadzieje, to nie pesymizm a doswiadczenie.

Analogie moga byc mylace, ale Galina twierdzi uparcie, ze Boze Milosierdzie moze to sprawic.

To wszystko co tu w odpustowy dzien przezylismy, troche przypomina czasy sowieckie a jeszcze bardziej czasy pierwszych chrzescijan. Jest mestwo i strach.

Zaklopotanie ironia i nerwy. Jest sporo modlitwy i cierpienia a znaczy krzyz, a skoro tak bedzie tez rowniez Zwyciestwo.

Wszystkiego po trochu.

Dziekuje za skuteczne wsparcie modlitewne!

Aniol po raz kolejny wstrzymal sie od zniszczenia parafii Milosierdzia Bozego, a poprzez to byc moze zachowal od nieszczesc Uzbekistan i nasze miasto..

To niezwykla moc koronki.  

Dalszy ciag piesni Kaczmarskiego dolecial do mnie z Tynca, gdzie rowniez otrzymalem modlitewne wsparcie:

Wszak Tys jest niezmierzone dobro
Ktorego nie wyraza slowa
Wiec mnie od nienawisci obron
I od pogardy mnie zachowaj

 

Co postanowisz, niech sie zisci
Niechaj sie wola Twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawisci
Ocal mnie od pogardy Panie...

 

Bog zaplac za „desant nadziei”.

Ks. Jarek Wisniewski – Angren

Taszkient