Wybierz swój język

 Pariasi - portrety bezdomnych parafian

 

Przez 15 lat na Wschodzie miałem okazje przypatrzec się nedzy ludzkiej wszelkiego rodzaju.

Nad Donem widzialem rodziny wypedzonych z Kaukaskich Republik. Na Msze sw. przez pol roku zima i wiosna 1993 roku przychodzila na niedzielne Msze sw. rodzina bezdomnych Ormian, którzy uciekli z Azerbajdzanu. Caly ten czas oddawalem im niedzielna tace, bo potrzeby pieciorga dzieci były niezmierne. Wszystkie te dzieci siostry "lamentki"przygotowaly do spowiedzi i komunii sw. ale potem dzieci znikly, bo i my zmienilismy adres. Parafia w Rostowie nad Donem caly rok mojej poslugi tez była bezdomna.

W sasiednim Batajsku do kaplicy siostr przychodzily dzieci z wielodzietnej rodziny, tez na katechizm. Zajecia zaczynaly się sniadaniem a konczyly obiadem. Ta grupa również przyjela komunie sw. w sierpniu 1996 roku ale z czasem te dzieci zniknely.

Na Sachalinie w przeddzien przyjazdu siostr "kalkutek" japonski Karitas oplacil projekt "obiady dla biednych". Parafianie obslugiwali co drugi dzien bezdomnych i biednych Juzno-Sachalinska. Wydawano wtedy po 60 obiadow z trzech dan w malej "kafejce na przedmiesciach". Przyznam, ze taka posluga bardzo angazuje. Chociaz ludzie zachowuja się czestokroc agresywnie, przepychaja, bywaja nietrzezwi, to jednak sa to najciekawsze wspomnienia z mojej poslugi misyjnej. Owszem trafiali się ludzie wykolejeni, wśród biednych zdarzali się tez wykladowcy czy lekarze, którzy z roznych przyczyn osiagneli dno. Stracili prace i rodziny a zwlaszcza ludzka godnosc, która tak trudno przywrocic.

Dzieci ze strychow i piwnic

W Makiejewce posluge dla bezdomnych podjal w 1999 roku ks. Ryszard Karapuda w trakcie swego rocznego pobytu na parafii. Podobno odwiedzal bezdomne dzieci, które z roznych przyczyn porzucily rodzicow albo domy dziecka i osiedlily się na strychach, w piwnicach a nawet w studzienkach prowadzacych do rur cieplowniczych.

Od pani Mili, która była wtedy gosposia dowiedzialem się, ze dzieci przed jedzeniem kapaly się na plebanii i jadly za stolem u proboszcza. Po latach jeden z nich przyznal się mi, ze nie warto było tak im ufac, bo ukradli z plebanii telewizor.

W sasiedniej parafii w Gorlowce ks. Ryszard pozwolil zima zamieszkac grupie bezdomnych na plebanii ale ci zniszczyli mu kuchnie miedzy innymi system ogrzewania wody i doprowadzili do wybuchu. Moglo się skonczyc pozarem ale Bogu dzieki kaplica stoi cala do dzis.

Ludzie w Makiejewce przywykli na tyle do poslugi ks. Ryszarda, ze po 4 latach niektóre dzieci nadal nazywaly mnie tym imieniem.

Pierwsze dziewczyny

Troje dziewczat, w wieku około 14 lat, które przychodzily najczesciej to były dwa rudzielce i Oksana. Czasami wpuszczalem je na kuchnie albo posylalem na drobne zakupy. Kiedy się zorientowalem, ze sa toksykomankami i ze wachaja klej zaczalem je wychowywac w ten sposób, ze zabieralem u nich kostke kleju zawinietego w celafon na jedzenie i wyrzucalem do toalety na podworku. Mam wrazenie, ze to ochlodzilo nasze relacje. Dziewczyny zaczely przychodzic coraz rzadziej a na ich miejsce pojawiali się chlopcy.

Wąchacze

Najczestszym gosciem był chlopiec około 16 lat Kostja. Rudy piegowaty, rodem z sasiedniego Kirowska. Był bardzo powolny i wysuszony. Jego wlosy mocno posklejane i zlepione w straki. Czasami golil się na lyso. Pewnego razu poprosil mnie bym go ostrzygl. Zrobilem to w ogrodku bez entuzjazmu, on jednak wygladal na zadowolonego, choc fryzura nie była zbyt piekna. Jego koledzy opowiadali mi o nimk niezwykle historie o tym jak uciekal z milicji albo jak go bili starsi, czy nawet jak go uderzyl samochod a kierowca zbiegl z miejsca wypadku. Kostja wychodzil obronna reka z tych wszystkich opresji az wreszcie dwa lata temu, gdy osiagnal dojrzalosc trafil do wiezienia za kradziez jakiegos kiosku.

Inny chlopiec o przezwisku Mikrob zdaje się ma kogos z rodzicow. Przychodzi do dzis i czasami jest dobrze ubrany. Gdysmy się zapoznali miał siedem lat i opowiadal wiele o swoich krewnych. Ja jednak nie wnikalem w te opowiesci, nadal wpuszczalem dzieci do domu, czasami przychodzili daleko po polnocy albo nawet nad ranem. Czekala na nich ciepla zupa, chleb, który sam nauczylem się piec i kompot.

Choroby

Wśród nocnych klientow pojawil się piegowaty blondyn z jedna z dwu rudych dziewczyn i mocno drapal się po plecach. Nie podobalo mi się jego zachowanie. Za jakis czas ja tez się mocno drapalem.

Historia ze swierzbem ciagnela się kilka miesiecy i była to dla mnie nauczka, by jednak zachowywac dystans.

W 2007 roku w moja posluge wlaczyli się parafianie protestanci z charyzmatycznego ruchu. Jeden z nich były narkoman Jura wiele mi opowiadal o zwyczajach moich podopiecznych.

Na ciele jednego ze starszych "klientow" były otwarte gnojace się rany. Jura zrobil przypuszczenie, ze to zaawansowane stadium nieleczonego swiezba. Byłem zdruzgotany jego diagnoza, powiedzial mi spokojnie, ze ten czlowiek wkrotce umrze od gangreny i wyglada na to, ze tak się stalo, bo za jakis czas przestal się pojawiac.

Dzieci zima często prosili mnie o bandarze i skarpetki. Bandarze były im potrzebne do opatrywania ran, które powstaly od oparzen w czasie snu. Opierajac nogi o gorace rury w podziemiach parzyli je sobie do miesa. Musieli być w stanie silnego otrucia toksycznego skoro nie odczuwali goraca w stanie snu.

Jedna z parafianek ostrzegala mnie, ze Oksana, która po jakims czasie pojawila się znowu jest jej sasiadka, mieszka z babcia i ze najprawdopodobniej choruje na dziedziczny syfilis.

Wycieczki

Zabieralem moich dzieciakow na rozne wycieczki do kosciola w Gorlowce, Artiomowska, Jenakiewo czy do Toreza.

W czasie przejazdzki do Gorlowki prosilem ich by mi pomogli pomalowac plot. Pomalowali oprocz plotu parafialnego psa boksera na zielono a także dwa psy sasiadow.

W Jenakiewo w czasie gdy odprawialem Msze sw. zaproponowalem im pochodzic sobie po miescie, bo nigdy nie przejawiali objawow poboznosci. Gdy skonczylem odprawiac zastalem ich spiacych na schodach kosciola. Gdy zapytalem czemu nie poszli na wycieczke, odpowiedzieli, ze mogla ich zlowic policja wiec woleli siedziec na miejscu.

Na wycieczce ddo Artiomowska Oksana z wysokim Iwanem opowiedzieli mi mrozaca krew w zylach historie o tym jak to niedawno ich koledzy w piwnicy zamieszkiwanej przez nich zmuszali "mlodego" by wzial na siebie wine za wlamanie. Dwaj starsi byli pelnoletni i grozila im odsiadka. Mlody mogl uniknac kary bo niepelnoletni. Milicjanci, którzy znali ich kryjowke dali im czas do namyslu i zachecali do takiego scenariusza, bo im tez zalezalo, by jakos przed swoimi przelozonymi przedstawic raport o przebiegu sprawy. Mlody się opieral i starsi uderzyli go cegla w glowe, gdy im się zdalo, ze zmarl to dla pewnosci, ze się nie zbudzi poderzneli mu gardlo. Nie wiem jak mi starczylo cierpliwosci sluchac to wszystko spokojnie. Miałem rece zajete kierownica tym nie mniej nie przestawalem się dziwic jak dla moich rozmowcow taka przygoda mogla się wydac tak bardzo zwyczajnym zdarzeniem.

Za jakis czas dowiedzialem się, ze moja znajoma Oksana z wycieczki do Artiomowska osisgnawszy pelnoletniosc tez trafila do wiezienia za kradziez, paserstwo i ojcobojstwo.

Ministranci

Do Toreza zabralem czworo maluchow. Zapytali się kiedys czy by nie mogli u mnie pracowac. Pomyslalem, ze mam okazje zrobic salezjanski gest. Obiecalem im ze zaplace im po grzywnie jeśli mi pomoga odprawiac msze sw.

Zabralem dla nich komze i postanowilem ich nauczyc ministrantury. Zachowywali się fatalnie. Smieli się przepychali i często wychodzili na podworko.

Parafianie prosili bym wiecej tego nie robil, bo nasze parafialne dzieci mogą się od nich zarazic. W powietrzu rzeczywiscie wisial mocny zapach kleju i nie tylko.

Dnieprodzierzynsk

W Dnieprodzierzynsku od lat odbywaja się rekolekcje dla parafialnych liderow bez ograniczen wiekowych. Ze wszystkich 4 parafii postanowilem nazbierac 18 chetnych, by zapelnic wszystkie miejsca w Busie, który mi za pieniadze wypozyczyl mój sasiad. Mimo wielu zachet i minimalnej oplaty za przejazd chetnych nazbieralo się ledwie 14 osob i na wolne 4 miejsca zaproponowalem 4 moich huliganow. W grupie była Oksana, Maksym-malarz, który pomalowal psy i dwaj mniej znani mi chlopcy, którzy podobno w drodze i na zajeciach zachowywali się fatalnie. Palili papierosy i pili piwo. Jeden z nich otwarcie glosil, ze nie ma Boga. Ten sam chlopiec za jakis czas w mojej obecnosci oplul parafialny krzyz.

Ciernista to zaprawde droga. Dodam za dla calej czworki wydalem na podroz nowe ubrania w tym dwie pary moich butow, bo skarzyli się ze nie maja w czym jechac. Historia z ubraniami powtarzala się przez wszystkie lata moje poslugi. Owszem parafianie sporo rzeczy przekazuja ne ten cel ale często zdarza się, ze trzeba oddawac i wlasne.

Z opowiesci parafian i organizatorow kursow dowiedzialem się, ze pomysl nie był najgorszy i ze dla wszystkich obecnych przyjazd bezdomnych był silnym natchnieniem do modlitwy. Podobno wielkie wrazenie zrobila Oksana, która na wszystkich modlitewnych zebraniach plakala jak bobr. Podobnie zachowywal się Maksym. Pozostali dwaj pare dni po powrocie trafili do wiezienia za kradziez i rozboj.

Odpusty

Ewangelizacja tych dzieci nie jest prosta. Czasami na wakacje urzadzalem im ogniska, zwlaszcza jeśli byli goscie z Polski, klerycy. Oni potrafili stworzyc atmosfere. Probowalem tez zapraszac dzieciaki na odpusty sw. Jozefa. Siedzieli zwykle na progu i po kilku minutach modlitwy smacznie spali.

Wymagalem tez od nich by odmawiali Ojcze nasz przed jedzeniem. Nauczylem ich tez chrzescijanskiego powitania. Od tej pory przychodzac do mnie krzycza glosno: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". W 2005 roku z grupa klerykow z neokatechumenatu przyjechal do mnie paralizowany pasjonista ks. Andrzej. Był troche zewnetrznie do mnie podobny. Przesiadywal przed domem z Biblia i czytal urwisom fragmenty.

Ktoregos razu przyszedl zaspany Kostja i dlugo nie mogl pojac co jest grane, wreszcie ze smutkiem zapytal: "Ks. Jaroslaw, co się z wami stalo?"

Wielki piątek

Jeden ze starszych panow, którzy prosili wsparcia w parafii trafil na nabozenstwo Wielkiego Piatku. W czasie adoracji podszedl i dlugo calowal krzyz. Był wieczor tym niemniej po liturgii obiecalem ze go nakarmie. Poki nalewalem mu zupe zniknal mój telefon komorkowy i zniknal tez pobozny czlowiek. Za trzy dni na metalowych wrotach plebanii gwozdziem była wyryta prosba "Ks. Jaroslaw, przyjdz zabrac swój telefon". Mam wrazenie, ze dowiedziawszy się o kradziezy inni bezdomni, którym jakis czas przestalem wydawac posilki, "zachecili" zlodzieja do skruchy. Napis na wrotach widnieje do dzis.

Alleluja

Pewna mloda mama alkoholiczka przychodzi od dwu lat z dzieckiem, zezowatym Igorem. Ktoregos razu zawitala na niedzielna Msze sw. Maluch lazil po kapliczce i najbardziej spodobalo mu się prezbiterium. Żeby powstrzymac jego nadaktywnosc w czasie kazania wzialem go na rece. Mama wygladala na wniebowzieta a malemu bardzo spodobal się kolnierz bialego ornatu. Nie od razu się zorientowalem jakiego koloru były paluszki malucha. Ornat jednak nadawal się do prania, bo kolnierz był czarny jak noc.

Innym razem przyszli oboje na Msze sw. o odwrotnym stanie. Chlopiec był spokojny a mama szalala. Nie dawala spokojnie wypowiadac slow konsekracji i nie wiedzac co poczac zaszedlem do zakrystii i wydobylem 3 litrowy sloj z woda. Drzacymi rekoma powolutku wylalem cala zawartosc sloika na wsciekla parafiankne. Rezultat był nieoczekiwany. Kobieta podniosla dlonie ku niebu, zaczela wolac: "Alleluja, spasibo Hospodi, Alleluja". Wygladala jak nawrocony czlowiek. Wypadek miał miejsce niedawno wiec nie wiem jaki ostatecznie to zdarzenie wywola na niej skutek.

13 maja

Opowiadalem na niedzielnym nabozenstwie o zdarzeniach fatimskich i o pewnym biznesmenie, który 13-go maja w 13 wagonie na 13-tym miejscu, na które biletu nikt nie chcial kupowac mimo, ze chetnych na ten pociag było wielu, udal się do klasztoru pod Tarnopolem i tam na zawsze pozostal zakonnikiem.

To autentyczna historia i ja o niej dowiedzialem się niedawno od kolegi greko-katolika. W trakcie tej opowiesci weszla do kaplica para narkomanow z dziecmi. Po Mszy sw. kobieta opowiedziala, ze w jej zyciu tez cyfra 13 co znaczy. Potem dodala ze ma trojke nieochrzczonych dzieci i ze pod wplywem mojego kazania ona prosi bym ich w naszej kaplicy ochrzcil.

Sprawa nie zaszla dalej niż slowa tym nie mniej niefortunni rodzice często przychodza u nas pojesc.

Pewne drobne chuliganstwa

Pewnego razu parafianka wziela do prania moje rzeczy osobiste: dwie pary spodni, podkuszulki i koszule. Kiedy przyniosla wieczorem czyste rzeczy nie zastala mnie i powiesila na furtke w celafonowej reklamowce od wewnetrznej strony podworka. Mój sasiad zauwazyl, ze ktos z moich bezdomnych przeskoczyl przez plot, zabral reklamowke, otworzyl furtke od srodka i poszedl sobie, jakby nigdy nic. Od tej pory domowilismy się z sasiadem, ze ja mu odstapie te czesc podworka przez która można było skakac bez trudu. Od tej pory lewa czesc naszej posesji była ochraniana przez moskiewskiego owczarka, który samym wygladem odstraszy kazdego, kto stanie mu na drodze.

Mnie nie zal tych spodni, bo jak raz w tym czasie przyszla posylka od pralata Peszkowskiego, którego osobiste rzeczy i sutanna lezaly na mnie jak ulal. Balem się raczej o kaplice, bo innego razu, udalo się moim huliganom przeniknac wewnatrz domu i widac było ze grzebali lapami kolo tabernakulum. Zadowolili się jednak zapalniczka, która zapalalem swiece i przeszukali tradycyjnie lodowke. Nie trudne się domyslec, ze w domu buszowaly glodne dzieci.

W czasie Mszy sw. furtka na podworko koscielne jest otwarta i każdy kto pragnie się pomodlic wchodzi bez przeszkod. Ktoregos razu zajrzal do srodka pewiem bezdomny i za chwile zniknal. Skonczylem kazanie i wiedziaony intuicja wyszedlem na podworka. Biedny czlowiek zdazyl już wyniesc za teren koscielny wypozyczony z przedszkola 20 kg lom z zelaza, żeby go potez sprzedac na wodke.

Kolejne ataki wandali

Innym razem po pielgrzymce mariupolskiej miałem na tyle zdarte podeszwy, ze trzeba było się zglosic do chirurga. Pare dni nie wstawalem z lozka. To się bardzo nie spodobalo bezdomnym. Widocznie parafianie po Mszy sw. nie zamkneli furtki od podworka, bo lezac spokojnie na tapczanie uslyszalem szelest w okolicach lodowki. Zanim zdarzylem dotrzec do "miejsca zbrodni", lodowka była pusta. Mowiac szczerze tam nigdy nie było zbyt wiele produktow. Tylko to co niezbedne by przygotowac 7 litrowy garnek zupy. Okradli samych siebie. Ja wydluzylem sobie odpoczynek i do konca tygodnia nie wydawalem zupy nikomu wszystkim gosciom tylko opowiadalem historie z kradzieza. Taki sobie kurs ostrzegawczy.

Pewna alkoholiczka zdazyla w trakcie oczekiwania na kubek z zupa zrobic z podworka koscielnego toalete. Zabronilem jej od tej pory odwiedzin. Inny chlopiec upodobal sobie po obiadku na ziemi spac. Temu pare razy odmierzylem kare cielesna po plecach drewniana deska, na ktorej kroilem chleb dla glodnych.

Innym razem ktos ze starszych bezdomnych otrzymawszy porcje i zasiadlszy na parafialnej laweczce wyciagnal flaszke z wodka i zaczal czestowac kolegow. Rozegnalem ich wszystkich i zabronilem odwiedzin w stanie nietrzezwym. Doszlo do tego, ze od tej pory podejrzanych kontoluje prostym sposobem: "chuchnij" powiadam i jeśli gosc ciagnie powietrze wewnatrz pluc zaraz poznaje, ze jest nietrzezwy.

Pewnego razu w podworku rozegrala się bojka. Kilkoro dzieciakow-wachaczy zaczelo rzucac kamieniami w dwu starszych alkoholikow. Ktos z dziec nawet znalazl dluga palke i bil adwersarza po glowie. Nikogo z nich nie nakarmilem w ten dzien. Takie sytuacje przyczyniaja dla parafii wiele klopotow.

Ulotki

Czasami zabieram bezdomnych na akcje ulotkowania. Najlepiej to wychodzi malej Juli z mezem. Jej chlopak ma ze 20 lat, ona 16 i dwoje dzieci. Malutka z wygladu sama jak dziecko, tym niemniej...

Bez-uchy

Zdarzaja się dzieciaki niespelna rozumu. Ostanio zjawil się 20-latek, któremu ktos naderwal lewe ucho. Kilka dni pod rzad opowiadal mi, ze lekarze maja mu amputowac ucho, bo już poszla gangrena i gnicie. Tym niemniej ucho nadal jest na miejscu, choc przeszadl miesiac.

Warto dodac, ze niedaleko od parafii jest szpital z oddzialem traumatologii, gdzie trafia wielu alkoholikow. To moi potencjalni "parafianie". Często przychodza z zabandazowanymi lysymi glowami, i gdy jednego z nich zapytalem co się stalo: "dobrych ludzi spotkalem", odpowiedzial z usmiechem. Nie mam prawo w to watpic.

Requiem

Pewnej zimy przychodzila do mnie para nieszczesnikow, którym wydawalem odziez i jedzenie. Oni proponowali czyscic podworko ze sniegu. Szlo im to kiepsko, jeden z nich mocno kulal. Na imie miał Oleg. Pod koniec zimy jego kolega przyszedl i poprosil, bym się za Olega pomodlil, bo zmarzl w piwnicy. Pewna parafianka opowiedziala mi, ze to czlowiek z "dobrej i dostatniej" rodziny, która się go wyrzekla gdy zaczal pic. Miał pewnie 40 lat, a może mniej.

Epilog

Nie wiem jakie wrazenie wywola na was moja opowiesc, tym nie mniej, gdy się zalilem pewnej kobiecie z Doniecka, ze mam malo parafian w Makiejewce ona powiedziala mi dosc wazna dla mnie rzecz.

Ze wszystkich misyjnych spraw jakie ksiadz podejmuje w parafii, najwazniejsza jest pewnie ta wlasnie, ze ksiadz karmi glodnych i ubiera oberwancow.

Za jakis czas odwiedzil mnie ks. Franz ze Szwabii. On podarowal dla Doniecka organy i poprosil, by mu pokazano okoliczne parafie. Był wzruszony i dlugo wypytywal się skad na jedzenie biore pieniadze... Odpowiedzialem mu ze wstydem, ze najwiekszy obwod w Ukrainie, obwod doniecki, mimo ze ma wielu miliarderow slynie tez z biedoty ale niestety w tym obwodzie w calym wielkim dekanacie rzymsko-katolickim nie ma zadnego punktu Caritas.

Owszem jest parafia Matki Teresy Kalkuckiej w Jenakiewo ale na moje liczne listy poparte przez wladze diecezjalne jak dotad nie ma odpowiedzi z Kalkuty a ja karmie dzieci z niewielkiej tacy a także z tych drobnych upominkow jakie mi w niedziele przynosza parafianie.

Ubrania najczesciej przynosza pograzone w zalobie rodziny, którym podpowiadam, ze rzeczy zmarlego najlepiej byloby oddac biednym i proponuje, ze sam je im przekaze...



ks. Jarosław Wiśniewski