Wybierz swój język

 SZKOLA EKUMENIZMU

 

Błogosławiona Bolesława

 

O Błogosławionej Bolesławie mogłbym żartować, ze to moja ciocia, bo przodkowie ze strony ojca pochodzą z łowickiego. Niewykluczone, ze jakoś tam moi przodkowie z rodu Kaźmierczykow byli spowinowaceni z Lamentami. Ziemia jest okrągła a świat jest malutki. Moja babcia miała bardzo podobna do Bolesławy fizjonomie. Od pierwszej chwili gdy dostrzegłem obraz beatyfikacyjny z pomysłowa kompozycja katedry Piotrowej i Cerkwi Wasyla Błażennego u jej stop polubiłem ja bardzo.

Owszem, nie będę kryl trudno mi się było  doszukać w jej biografii czegoś błyskotliwego. Była raczej twarda kobieta, długie lata zwykła szwaczka. Tym nie mniej w wydanych papierach znalazłem jakąś sztukę dla dzieci o świętej Cecylii, statuty i dyrektorium. Musiała wiec kobieta mieć rownież zacięcie literackie.

Spośrod jej przeżyć uderza mnie jej 8-letni pobyt u Franciszkanek św. Rodziny zdaje się w Krymie i dramatyczna decyzja powrotu do ojczyzny…

Miała jak jej się zdało wielka misje do spełnienia. Chciała utwierdzić w powołaniu do kapłaństwa najmłodszego braciszka. Chłopiec szczęśliwie zdał dokumenty ale na krotko przed wstąpieniem utonął w Wiśle pogrążając w żałobie najbliższa rodzinę.

Błogosławiony Honorat Koźmiński znalazł dla błogosławionej zajecie wśrod warszawskich bezdomnych ale wyczuwał, ze ma ona powołanie do większych rzeczy i skierował do Mohylowa poznajomiwszy z pewna dobrodziejka, ktora utrzymywała sierociniec. Tam Bolesława sformułowała swoj ideał zakonny, ktory miał polegać na wychowywaniu sierot katolickiej i prawosławnej tradycji we wzajemnym szacunku i harmonii. Podobnie miało być w klasztorze. Siostry miały być obu obrządkow.

Te ideały utwierdzili w niej księża Jezuici a zwłaszcza pierwszy egzarcha rosyjskich katolikow błog. Leonid Fiodorow.

Dzieło Bolesławy, ktore popierał petersburski metropolita Jan Cieplak zostało zaprzepaszczone przez bolszewicka rewoltę.

Siostry opuściły Petersburg i zaczęły wszystko od nowa w pewnej zapomnianej twierdzy carskiej pod Łomża na Narwią. Być może wtedy zbierając swoj zakon na nowo z niczego Bolesława wypowiedziała pamiętna frazę: “Dzieła Boże klęsk nie znają”. Płocki biskup błog. Nowowiejski Choc zawsze sceptyczny co do dwuobrzędowości siostr był na tyle przychylny, ze wlasnie w jego diecezji długi czas znajdował się dom generalny w Ratowie pod Radzanowem.

Tam tymczasowo pochowano w 1946-m roku błogosławiona, ktora ostatnie 6 lat, wszystkie lata wojenne spędziła sparaliżowana dyktując siostrom natchnione “ekumeniczne” wskazowki. Gdy zmarła, jedna z siostr miała wypowiedzieć dziwne ale znamienne słowa: “nareszcie przestala męczyć siebie i nas”.

Widać z tych slow, ze musiała być bardzo wymagająca.

Zadanie jakie sobie postawiła jest nietuzinkowe.

Jej beatyfikacja biorąc pod uwagę, jak Malo był znany jej los w Polsce dla wielu osob w tym rownież siostr była  mila i wielka niespodzianka. Siostra Radosława, ktora woziła dokumenty do Rzymu i miała spotkanie z Ojcem Świętym w przeddzień beatyfikacji wspomina jak papież Jan Paweł II żartował “no to się wam udało”!!!

Należy wnioskować, ze kibicował z całych sil i swym autorytetem spowodował, ze proces został zakończony w najwłaściwszym momencie. W chwili, kiedy Bolesława na rekach swych siostr poprzez swe relikwie, broszurki i ikony mogła powrocić do tych upragnionych miejsc na Wschodzie, gdzie pozostawiła swe serce i ideały.

Siostry misjonarki w chwili beatyfikacji były już na Litwie i w Białorusi, bo nie przestawały tam pracować w podziemiu przez wszystkie lata sowieckiego panowania na kresach. Dotarły rownież do Moskwy w pierwszych dniach tworzenia Apostolskiej Administratury. Poświęciły się tej sprawie siostra Nina i Anna. One tez sprzyjały sprawie przyjazdu siostr nad Don.

Pragnę opisać każdą z napotkanych siostr Misjonarek, by pokazać dlaczego charyzmat ekumeniczny był zawsze  przed moimi oczyma. Być może z opowieści jasno i bezpośrednio trudno wnioskować o zaangażowaniu siostr w sprawę ekumeniczna, jednak ich pragnienie i oddanie dla katolickich misji w Prawosławnej Rosji już jest faktem budującym i nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień.

 

Misjonarki świętej Rodziny

 

Anna

Styczeń 1992

 

Siostrę Annę poznałem osobiście na pielgrzymce z Rygi do Agłony w sierpniu 1992 roku. Świetnie władała polska mowa i w tym samym stopniu wyrażała się po rosyjsku. Robiła wrażenie bardzo oddanej osoby. Z czasem okazało się, ze pobyt w Moskwie ja wiele kosztował i za jakiś czas powrociła do rodzinnego Wilna. Na ile doborze zrozumiałem to ona wlasnie była jedna z uczennic i wychowanek naszej siostry Teresy, ktora była planowana do Rostowa nad Donem.

 

Nina Chojecka

 

Nie jestem pewny czy prawidłowo zapisałem nazwisko. Tym niemniej wspaniale kojarzę te drobna i sympatyczna siostrę, o ktorej w Moskwie i w zakonie krążyło mnostwo legend. Z opowieści wiem, ze ktoś z jej rodzicow był obywatelem radzieckim tatarskiego pochodzenia i siostra Nina jako jedyna w zakonie nie miała żadnych problemow wizowych mimo, ze wychowalna się na Śląsku i dla niewtajemniczonej osoby mogła uchodzić za stuprocentowa Polkę. Dla niewtajemniczonych Rosjan uchodziła za 100 procentowa Rosjankę i wszyscy mieli po części racje. Sam los podarował zakonowi taka opatrznościowa osobkę przez ktorej ręce przewinęło się setki dzieci w parafii św. Ludwika na Malej Lubiance.

 

Teresa Łuksza

1992-1996

 

Siostra Teresa człowiek niewątpliwie opatrznościowy. Z jej opowieści pamiętam, że wychowała się w okolicach Oszmiany po białoruskiej stronie granicy. Jako jedyne dziecko w domu miała w paszporcie napisane, ze jest Polka. Pozostałe siostry miały narodowość białoruska lub rosyjska. Aby dostać inny wpis w tamtych czasach trzeba było się namęczyć lub dać łapowkę. Tak wiec prawo na polskość siostra Teresa sobie wykupiła. Zawsze nam się chwaliła, ze ma sowiecki paszport i czasem z niego korzystała w sytuacjach trudnych tym niemniej jako obywatelka Litwy jako jedyna z siostr musiała sobie robić wizę i miała przez to niemało kłopotu. Rosja w tamtych latach na wszelaki sposob utrudniała Zycie obywatelom krajow bałtyckich zamieszkałym w Rosji.

Oszmiany odwiedzałem kilkakroć a w 1992-m roku jesienią byłem z siostra Teresa w Ostrej Bramie z grupa pielgrzymow z Rostowa. Odwiedziliśmy wtedy Taboryszki. Podobno to rownież rodzinne strony Teresy. Tam mieszkała znajoma siostry staruszka malarka, u ktorej zamowiliśmy obraz Matki Bożej Ostrobramskiej dla Rostowa.

Teresa była niewysokiego wzrostu, drobna, sprytna po pięćdziesiątce. Niesamowity humor, Choc czasami mogła wybuchnąć. Zwłaszcza przejawy komunizmu i ateizmu wyprowadzały ja z rownowagi. Najlepiej rozumiała sowiecka mentalność wiec wiele spraw potrafiła załatwić bez mrugnięcia okiem. Wiele lat spędziła w zakonie jako skrytka wiec nawyki partyzanckie tez jej nie były obce.

Wiele żeśmy wspolnie podrożowali i chce tylko zacytować jedna sytuacje z jej życia kiedy to jadąc z młodzieżą pociągiem natrafiła na jakiegoś typka, ktoremu wyraźnie nie podobały się katolickie pieśni i modlitwy jakie młodzież śpiewała w drodze. Zaczął z siostra nerwowo dyskutować i gdy już miało dojść do sprzeczki to siostra z anielska miną zapytała typka “a mleczka pan nie chce”? a w takiej chwili nigdy bym się nie domyślił, ze chłopa można udobruchać jedzeniem. Teresa to wiedziała dużo innych rzeczy, ktorych teraz nie wspomnę i nie wyliczę, tym niemniej jej obecność nad Donem to był skarb dal zakonu, dla misji ii dla sprawy ekumenicznej. Tak to teraz oceniam Choc bywało Roźnie. Miałem do niej rożne żale, zdawało mi się czasem ze jest zbyt bezpośrednia i Malo kościelna, ze przesiąknięta jest tym sowieckim myśleniem, ktore może i przeszkadzało w watykańskiej dyplomacji jakiej nas uczono. Ona się nie patyczkowała i uczyła dzieci religii nie patrząc czy to “nasze czy nie nasze” parafialne dziecko czy z ulicy. Dla niej wszystkie dzieci były nasze. Była niezmordowana. Żeby za mną Nadarzyc to musiała robić dwa kroki a ja jeden. Nie mieliśmy samochodu przez wszystkie 4 lata jej pobytu a mimo to robiliśmy cotygodniowe rejsy do Kałmucji, Taganrogu czy Wołgodońska. Ta ostatnia parafia to oczko w jej Glowie. To ona przekazała prośbę Matki Puciłowskiej, by ktoraś z nowych parafii w Rosji miała tytuł błogosławionej Bolesławy. Ja nie mogłem tego ani Teresie ani Matce przełożonej odmowić. Oddanie siostr nie miało granic. Dopiero teraz mogę to jasno ocenić.

 

Janina Brzozowa

1992-93 1996-1999

 

Janina to człowiek diametralnie rożny od Teresy. Pochodziła z Kadzidła, dużych rozmiarow kurpiowskiej wioski. Miałem okazje te wieś odwiedzić z dziećmi. Napotkałem tez mame siostry Janiny i Proboszcza. Kiedy się poznaje człowieka przez pryzmat jego rodzinnych stron i bliskich ludzi łatwiej pojąc takiego człowieka. Ojciec siostry Janiny zmarł jakiś czas wcześniej i ona często wspominała o nim w rożnych rozmowach. Jemu przypisywała swoj zdecydowany charakter.  Jej klasyczna opowiesc to historia pewnego motocyklisty, ktory ja czymś zagniewał. Ponoć tego samego dnia miał wypadek. Siostra w żartach tym niemniej przyznała się, ze “pomodliła sie” za niego. O sile modlitw siostry Janiny jeszcze miałem się przekonać. Postać niewątpliwie nietuzinkowa. Choc przyjechały z siostra Teresa do Rostowa tego samego dnia i tym samym pociągiem z Wilna to od razu miało się wrażenie, ze to ludzie z innej planety. Teresa ubrana na czarno, Janina w białym habicie wedle wzorca afrykańskiego. Janina korzystała z przywileju, ze na misjach można się ubierać na Biało. Owszem klimat nad Donem bardziej sprzyjał takiemu ubiorowi ale ponieważ sprawa była nie do końca skonsultowana z władzami można było w pierwszy dzień się przekonać, ze Janina przełożonych się nie zawsze słucha i ze chodzi swymi drogami.

Owszem brzdąkała na gitarze i dodawała kolorytu naszym pierwszy spotkaniom z parafianami. Przecież nie było ani organow ani syntezatora. Cos trzeba było śpiewać i siostra Janina tym się zajęła. Dla Rosjan to sprawa ważną, by na liturgii był śpiew i by modlitwa była podniosła.

Janina zachowywała się jak obcy człowiek około 3 miesięcy. Odmieniła się na wycieczce w Soczi. Wysłałem ja z druga siostra Pawła i z grupa studentow murzynow. Były na poświeceniu kaplicy i niesamowicie to przeżyły. Zaprzyjaźniły się rownież na tyle z młodzieżą, ze od tej pory mieliśmy Murzynowa na każde zawołanie. Janina potrafiła ich wręcz hipnotyzować i wymagać.

Glos i oczy miała owszem psychodeliczne. To w Polsce mogło być szkodliwe a w Rosji okazało się bardzo pożyteczne. Pan Bog działał jak chciał i chwilami nie mogłem się nadziwić jak tacy rożni i wewnętrznie skłóceni ludzie jakimi były nasze “ekumeniczne siostry” potrafią wszystko oddać na ołtarzu misji…

Siostra Janina zrobiła sobie pauzę na 3 lata a potem wrociła już jako przełożona i misje w Batajsku przerobiła wedle swych upodobań korzystając z takich atutow jak samochod, telefon, obszerny klasztor, o ktorych Teresa nawet marzyc nie mogła.

Trudno mi oceniać, ktora z nich jako przełożona osiągnęła więcej. Teresa zdobywała ludzi dobrocią. Janina na odwrot samodyscyplina i dyscyplinowaniem innych. Mogła być łagodna jakiś czas ale nie potrafiła ukryć apodyktycznych zapędow jako przełożona i wiele dobrych zamiarow przepadło. Wiele innych się tez ostało aż do zamknięcia placowki w 1999-m roku. Jako jeden z niezwykłych wyczynow Janiny zaliczę fakt przyjaźni z pewna kobieta o imieniu Walentyna. Zapoznały się w autobusie. Walentyna na tyle otwarła się Janinie, ze nawet przy pierwszym spotkaniu opowiedziała otwarcie o licznych aborcjach i złamanym życiu małżeńskim z pewnym Koreańczykiem. Z czasem Wala stała się jedna z najwierniejszych parafianek.

Janina bez trudu nauczyła się prowadzić samochod w czasach swego przełożeństwa.

Sobie tylko znanymi sposobami zdobyła popularność w Stanicy Stepnoje i w Stanicy Leningradzkiej i często tam bywała ku zadowoleniu parafian.

Podobne relacje jak z Walentyną miała Janina z nasza sąsiadką prawnikiem Ireną Rybalko, ktora od dzieciństwa miała zdefektowane kończyny. Janina załatwiła Irenie pobyt i leczenie w Polsce, nowa wygodniejsza niż poprzednia protezę. Te “koleżanki” Janiny wielokroć w sposob zdecydowany wpływały nas los rostowskiej misji a szczegolnie batajskiej parafii.

Pewnego razu rownież na ma prośbę odwiozła jednego chłopca z Nowoczerkaska do białostockiego Seminarium. Nie był to “żelazny” kandydat, raczej spadochroniarz, ktoremu już raz się nie powiodło w moskiewskim Seminarium i w proseminarium astrachańskim, tym nie mniej podawał pewne nadzieje i lekko znalazł wspolny język z ta siostra. Energii jej nigdy nie brakowało.

Gdy wiosna 1993 roku na skutek skarg ze strony starosty abp Kondrusiewicz przysłał do Batajska “na kontrole” księdza Antoniego Heja, siostra Janina nie przebierając w słowach wybroniła mnie nazywając starostę łotrem.

Owszem miała dar przekonywania.

Jeśli Teresę spokojnie nazwać można smieszka to Janinę można śmiało nazwać płaczką.

 

Radosława

Wrzesień 1992

 

Siostra Radosława była w zarządzie Zgromadzenia w chwili, gdy powstawała rostowska Placowka i ona osobiście wydala zgodę na to, by po tygodniu rozpoznania siostry osiadły w Batajsku na przedmieściach Rostowa. Inne możliwości były ale były to projekty naprędce wymyślane przez Igora Brackiego, ktory na ten moment pełnił role starosty i totumfackiego. Przez tydzień siostry mieszkały w małym prywatnym hoteliku nieopodal Teatru Lalek im Kornela Czukowskiego.

W Teatrze tym odprawiałem tymczasowo Msze święta.

Igor nalegał, by siostry osiadły w samym Rostowie, bo twierdził, ze ma możliwość wykupienia mieszkania za 20 tys. dolarow. Razem z siostra Teresa polecieli szybko samolotem do Moskwy po pieniądze do księdza Biskupa. Mam prawo myśleć, ze ksiądz Biskup zmartwił się taka nagłą wizyta i niespodziana prośba, tym niemniej wydal pieniądze. Pod jego nieobecność powstało mnostwo wątpliwości. Mieliśmy czas by pod nieobecność Igora spokojnie rozważyć na ile proponowane przez niego mieszkanie na Zachodnim końcu miasta jest dogodnym wariantem. Ja nie byłem przekonany co do stylu w jakim mieliśmy dokonać zakupu. Igor twierdził, ze za to mieszkanie trzeba będzie jeszcze dać 4 tysiące dolarow “pośrednikowi”. Miałem wrażenie, ze ten cały pospiech i gadka o  pośredniku to nabijanie kieszeni wlasnej.

Doświadczona siostra Radosława podzieliła moj niepokoj. Choc patrząc z odległości czasu mam szerszy obraz całości i obyczajowości rosyjskiej tamtych czasow i z ta wiedza dzisiejsza mogłbym przyznać racje Igorowi, ze mieszkanie 5-cio pokojowe w milionowym mieście powinno było tyle kosztować, tym niemniej Igor nie potrafił nas przekonać. Nie mieliśmy z czym porownywać jego pomysłu.

Alternatywa było przejecie wielkiego przedszkola w okolicach Dworca Kolejowego.

Dom w Batajsku natomiast spodobał się siostrze Janinie i ona w jakiejś mierze wywarła wpływ na siostrę Radosławę i na mnie.

Dodatkowym argumentem dla mnie był medalik Niepokalanej, ktory wskazał na Batajsk jako na najlepsze miejsce w tamtej chwili.

Dokonawszy wyboru kupiliśmy bilety i we dwojkę z siostra Radosława pojechaliśmy do Polski zdaje się przez Brześć. Mieliśmy czas żeby omowić wiele rzeczy. To wlasnie mądra siostra Radosława radziła, bym sobie znalazł mieszkanie po sąsiedzku.

Jak już wspomniałem siostra Radosława była ta osoba, ktora w Rzymie pilnowała sprawy beatyfikacji założycielki Matki Bolesławy. Twarz  miała bardzo zdecydowana, wychudzona. Maniery niemal męskie. Surowa i ascetyczna z wyglądu, potrafiła być dla mnie bardzo otwarta i pozytywna. Najbardziej jednak zadziwiła mnie podarkiem jaki Przywiozła do Rostowa na misje. Tym podarkiem miała być juniorystki siostra Pawła Bober.

 

Pawła Ewa Bober

1992-1996 Oszmiany, Moskwa

 

Siostra Pawła pochodziła z diecezji siedleckiej. Dokładnie z Radzynia Podlaskiego.

Podobno gdy miała 12 lat spotkała jedna z siostr “lamentek” na “powołaniowkach”, czyli na okolicznościowych wystąpieniach dotyczących powołania zakonnego...

Młodej dziewczynie opowiesc przypadła do gustu. Ponieważ cale Zycie zachowywała się “bez ceremonii”, i na ten raz postąpiła podobnie.

 Odszukała ja po Mszy w zakrystii i zaatakowała bez wstępow pytaniem: “a gdzie tu się można zapisać do Zakonu?”.

Przybyła do Rosji wkrotce po śmierci taty. Znalem ja już przelotnie z uroczystości beatyfikacyjnych a dokładniej z pielgrzymki relikwii Matki Bolesławy z Białegostoku do Grodna.  To wtedy dostrzegłem jej spryt i poświęcenie dla wschodniakow.

Była bardzo zdeterminowana, totez gdy dostrzegłem ja w grupie siostr skierowanych do Rostowa byłem oszołomiony zbiegiem okoliczności. Od razu wpadłem na pomysł, by ja odesłać na dzienne studia w Rostowie. Podzieliłem się idea z siostra Radosława. Pomysł się spodobał. Wybrała psychologie. Miałem rekomendacje biskupa Karpińskiego i rektora ATK. Zdobyłem te dwa papiery podczas krotkiego pobytu w Polsce jesienią 1992. To miało być opatrznościowe posuniecie, bo siostra od tej pory miała na codzień kontakt z młodzieżą, znała żargon i obyczaje. Zaraz po miesiącu jej pobytu na  studiach ukazał się artykuł w młodzieżowej gazecie pt. “Tysiące dlaczego”. W wywiadzie jaki Pawła dała dziennikarce stwierdziła, ze jako zakonnica nie daje rady odpowiadać wszystkim ciekawskim na ich pytania: “dlaczego”. Stwierdziła rownież, ze zdarzało się całkiem na poważnie, ze studenci prosili o pozwolenie, by ja dotknąć, bo jak mowili, prawdziwa zakonnice widzieli tylko w telewizji. Nasze nadzieje na to, ze tłumy studentow zaczną uczęszczać do kościoła śladem za nią nie sprawdziły się tym niemniej sporo ludzi zainteresowało się kościołem a ci co mieli kontakt z siostra rozumieli, ze jest to człowiek obeznany w wielu sprawach.

Obowiązkiem siostry miało być robienie wstępu katechetycznego przed każda Msza podczas gdy ja spowiadałem. Te lekcje zarowno w Rostowie jak i potem w Taganrogu, Nowoczerkasku i w Kałmucji cieszyły się duża popularnością.

Siostra miała zacięcie naukowe i dużo osobistych czarow, totez nie da się policzyć ilu ludzi tak naprawdę poprzez nią trafiło do parafii. Język miała cięty i była pyskata nie mniej niż Janina, totez nie zdziwię się, ze ktoś mogł rownież się na nią obrażać tak w klasztorze jak i w parafii. Ja sam miałem przez pierwszy rok urwanie głowy z ta siostra. Jak to jednak bywa z jednej skrajności się popada w druga.

Nie znam szczegołów, bo byłem nieobecny ale podobno na poświeceniu kościoła w Siemionowce podczas gdy księża na odpustowym obiedzie naśmiewali się z mojej niezdarności, oraz nieobecności, to siostra jak zwykle “bez ceremonii” wstała i wypaliła im cale kazanie, ze podczas gdy oni tutaj sobie wesoło ucztują ksiądz Jarosław w parafii haruje i wyliczyła kilka moich atutow w tym rownież, ze jestem abstynentem, podczas gdy pozostali księża na misjach do kielicha zaglądają.

Ponoć konsternacja była tak wielka, ze nawet Ekscelencja musiał ja uspokajać.

Siostra zupełnie niechcący zrobiła mi wielka reklamę o czym ja długo nie wiedziałem ale następnego dnia dołączywszy do świątecznego orszaku w Piatigorsku zorientowałem się, ze wzbudzam zaciekawienie wszystkich, zwłaszcza księdza Skworca, ktory tamtego pamiętnego dnia obiecał mi pomoc wszelaka. Zobowiązał, bym się do niego zwracał, na “czarna godzinę”, co rzeczywiście po 3 latach miało miejsce. Siostra miała zawsze zaraźliwy chwilami wręcz drażniący śmiech.

W pierwszych chwilach pobytu w Rosji miała niezły apetyt i ludzie mowili o niej “pyszka” albo “paczuszek”. Z czasem poleciało jej zdrowie i zniknął humor.

Zaczęła nosić okulary i zamknęła się w sobie. Mam nadzieje, ze na kolejnych placowkach podreperowała się, bo pobyt na Kaukazie niejednemu dal się we znaki.

W przeciągu 4 lat pobytu w Rostowie siostra zrobiła magisterium i złożyła śluby wieczyste w zakonie. Podobnie jak siostra Janina ona rownież zaprosiła do swego rodzinnego miasta Radzynia naszych parafian, ktorzy spędzili jeden dzień u jej krewnych i znajomych. Grupa liczyła ponad 40-ci osob. Miałem w tym czasie okazje poznać trzy rodzone siostry i owdowiała mame. Wszystkie one bardzo rożne, ale wpatrzone w Pawle jak w obrazek, bardzo z niej dumne i kochające.

Gdy opuszczała placowkę w 1996-m roku nie krylem smutku.

Z Batajska Trafila do Oszmian, potem do Moskwy. W chwili obecnej jest ponoć na Białorusi.

 

Stefania

1993-1994

 

Siostra Stefania dołączyła do nas z Mohylewa. Zamieniła siostrę Janinę ale tez tylko na jeden rok. Pochodzi gdzieś z Podlasia. Nie byłem u niej w domu ale napotkałem jej siostrę rodzona w Choroszczy, gdy głosiłem tam kazania niedzielne w 1995-m roku. Nie pamiętam tez jej nazwiska. Wychudzona, średniego wzrostu piegowata, czerwieniła się z byle powodu miewała chwile dobrego humoru ale częściej ogarniała ja melancholia. Bardzo wrażliwa osoba. Do Batajska przyjechała w towarzystwie pewnej młodej dziewczyny Czeczenki, ktora pomimo swego pochodzenia z rodziny na Pol muzułmańskiej pragnęła wstąpić do zakonu i na ile mi wiadomo udało jej się te marzenie spełnić. Jak się domyślam siostra Stefania miała z nią dobre relacje i widocznie wpłynęła jakoś swoja osobowością na to niezwykle powołanie. Była wątłego zdrowia. Pewnego razu zemdlała w Rostowie pod koniec Mszy świętej i prowadziliśmy ja do klasztoru pod pachy. Następnego dnia na osiedlu ludzie rozgłosili płotkę, ze widzieli zakonnice pijana.

Pomagała mi w pierwszych wizytach w Kałmucji.

Chetnie rownież udzielała się w Rostowie gdzie dopiero pierwsze kroki stawiali Salezjanie w osobie księdza Edwarda. Kaplan miał trudny charakter ale siostra Stefania była bardzo cierpliwa i potrafiła z nim wspołpracować.

Zaprzyjaźniła się z mama Ireny Rybalko na tyle, ze kiedy już było wiadomo o jej przeniesieniu to pani Galina chciała pisać list czy nawet jechać do Biskupa z protestem. Z trudem udało mi  się jej to wybić z Glowy.

Jak każda z siostr Stefania miała swoj krąg przyjacioł i niekłamane atuty.

Tym niemniej wyraźnie czuła się w Batajsku nie najlepiej i wytrwała tylko rok.

 

Benigna

1993-1995

 

Siostrę Benignę spotkałem w 1994-m roku na wakacjach w Komorowie.

Dostrzegłem, ze ma charakter podobny jak siostra Pawła. Bezpośrednia, roześmiana, dobrze znała  rosyjski. Palnąłem wiec do niej, ze się na jesieni spotkamy w Rostowie.

W tym czasie, żadnych tego typu spekulacji nie było. Nie miałem tez żadnego wpływu na przesunięcia personalne, tym nie mniej los tak sprawił, ze siostrę Benigna w towarzystwie innej starszej siostry wysłano do  Rostowa wlasnie.

Miały we czworkę mieszkać w Batajsku ale wlasnie w tym czasie finalizowała się sprawa zwrotu kościoła w Nowoczerkasku i ksiądz Edward bardzo potrzebował pomocy siostr. Doszło do podziału wspolnoty. Siostra Pawła i Teresa pozostały w Batajsku a dwie nowe wyjechały do Rostowa.

Gdy się trochę sprawy uspokoiły a ja wśrod licznych zajęć zdarzyłem wiele zapomnieć siostra Benigna spytała mnie kiedyś jakim sposobem ja mogłem wiedzieć cos czego ani przełożona ani ona sama nie mogła zgadnąć na kilka miesięcy wcześniej, bo zmiany w Batajsku nie były planowane a jednak do nich doszło.

Nawet wyrzekła takie zdanie, ze ja to chyba prorok jakiś jestem.

Bardzo mi to pochlebiało, kto by nie chciał być prorokiem.

Być  może pod wrażeniem tego zbiegu okoliczności siostra Benigna była niezmiernie życzliwa. Prosiłem ja czasem o postrzyżenie włosow i brody. Ja jestem kapryśny gdy chodzi o strzyżenie, krepuje się cudzych ludzi. Benigny się nie krępowałem. Potrafiła to robić i chetnie mi pomagała.

Siostra pomagała mi rownież w poszukiwaniu katolikow Ormian w Szachtach w tym okresie gdy ksiądz Edward był na urlopie i ja go zastępowałem w Rostowie. Poszukiwania zakończyły się sukcesem.

Tak wiec siostra Benigna ma swoj wkład w tworzeniu wspolnoty katolikow w Nowoczerkasku jak rownież w pobliskich Szachtach.

 

Kryspina

1995-1996 Moskwa

 

Siostra Kryspina Trafila na Kaukaz z ulubionej Białorusi. Miała stamtąd wiele wspomnień. Była wyraźnie zdeprymowana swoim przeniesieniem. Potrafiła pięknie grac na organach i była dobra w robieniu scenek teatralnych z dziećmi. Ona rownież zaprzyjaźniła się z rodzina Rybalko w Batajsku oraz z Ormianami w stanicy Leningradzkiej. Pomagała mi obsługiwać Salsk i Wołgodońsk.

Na początku z trudem znajdowaliśmy wspolny język, bo zapoznałem ja po powrocie od Franciszkanow. Moj pobyt w nowicjacie spowodował wiele niedogodności dla dwu zastępujących mnie ojcow. Nic dziwnego, ze padło wiele niepotrzebnych slow i komentarzy na moj temat. Po powrocie jednak swoja praca zasłużyłem wyraźnie na  uznanie w oczach siostry Kryspiny, ona wzajemnie zaimponowała mi swymi talentami i oddaniem dla sprawy.

Spotykałem ja jakiś czas poźniej w Moskwie i widzialem iskrę w oczach, co świadczyło, ze pobyt w rosyjskiej stolicy jej służył.

 

Walentyna

1996-1999

 

Siostra Walentyna to jedna z “tubylczych” juniorystek. Rodem z Wilna. Niesamowicie dynamiczna. Przyjechała do Batajska w 1996-m roku na miejsce siostry Pawły. Swoim zachowaniem często mi ja przypominała, Choc na zewnątrz były one zupełnym przeciwieństwem. Procz nowej przełożonej w osobie Janiny Batajsk otrzymał jeszcze postulantkę, ktorej  imienia nie pamiętam.

To były dla Batajska dobre czasy w tym sensie, ze okoliczna młodzież bardzo się garnela do Walentyny i kaplica zawsze była pełna okolicznych chuliganow. Niestety jej sukcesy powodowały sceny zazdrości, restrykcje i jawne niezadowolenie w oczach przełożonej. Słyszałem taka opinie, ze Walentyna jest zbyt Malo zakonna, ze się zachowuje jak świecka osoba.

To nie jest moim zadaniem czy celem ferowanie opinii. Dla mnie wszystkie siostry były dobre, bo wszystkie znajdowały wspolny język z ludźmi. Byłem gotow wiele znosić, byle siostry wytrwały na posterunku. Martwiły mnie jednak ich wewnętrzne tarcia, ktorych byłem świadkiem wbrew wlasnej woli. Jako młody Kaplan nazbyt blisko “Bralem do głowy”. Ostatecznie dyszlem do wniosku, ze lepiej jak ja odejdę, bo 7 lat wspołpracy z siostrami Procz wielu radości przyprawiło mnie rownież o Duzy smutek.

 

Inga

1995-1999

 

Siostra Inga zaczynała prace w Rostowie gdzie radziła sobie nieźle ale po roku czy nawet dwu latach pobytu w Rostowie została przeniesiona do Batajska. Była w wieku Janiny czyli kilka lat starsza ode mnie. Podobno przed zakonem zakończyła studia na Akademii Rolniczej w Olsztynie. Owszem widać było, ze ma wszystkie klepki na miejscu ale zawsze była bardzo małomowna i rzadko można było ja widzieć roześmiana. Raczej była w swoim świecie i nikt nie potrafił zgadnąć jej myśli.

Gdy się jednak roześmiała to ściany się trzęsły.

Najszczęśliwsza minę miała w tym czasie gdy do Wołgodońska dostarczono z Niemiec składaną z elementow drewnianych kaplice.

Była bardzo oddana sprawie parafii w Wołgodońsku i polowe swego czasu za zgoda przełożonej spędzała tam katechizując dzieci.

Ona rownież potrafiła jeździć samochodem ale każdy raz na granicy ryzyka, bo jej manewry były “szarpane”. Ponieważ wspolnie jeździliśmy jakiś czas do Wołgodońska odległość 300 km, totez silą rzeczy oddawałem jej prowadzenie samochodu, bo sam miałbym bardzo ciężko ale kibicowanie jej podrożom tez bywało męczące.

 

Roberta

1993

 

Siostra Roberta była w Batajsku tylko raz. Przyjechała na prośbę swej przyjaciołki Zofii Soryl z USA. Pani Zofia organizowała pobyt w Rosji i na Białorusi pewnego świeckiego misjonarza o nazwisku Wayne Waible. Ten człowiek nawrocił się z luteraństwa w Medżugorje i po całym świecie składał w tej sprawie świadectwa wydając gazety i książki. Miał być w Rostowie ale nie dojechał z nieznanych mi przyczyn. Zostawił natomiast dla mnie mnostwo literatury. Jeszcze kilka lat pod rząd rozdawaliśmy gdzie się dało te jego książki i gazety, ktore obładowana jak wielbłąd Przywiozła nam z Moskwy wiekowa siostra Roberta.

Długie lata pracowała jako pielęgniarka miedzy innymi w Białymstoku i troszczyła się o naszego arcybiskupa Kisiela. Gdy miałem problemy zdrowotne to załatwiła mi krotki pobyt i badania szczegołowe w miasteczku Reszel.

 

Bożena

1995, 1997

 

Siostra Bożena odwiedzała Batajsk kilkakroć. Osoba bardzo pewna siebie i rezolutna. Koleżanka z nowicjatu siostry Janiny i pomimo rożnic w wyglądzie to jednak podobna z charakteru. Może ciut ciut łagodniejsza w słowach. Potrafiła być jednak surowa w podejmowaniu decyzji i osądow. To wlasnie ona gdy byłem w Białymstoku na jubileuszu 50-lecia śmierci błogosławionej, wypowiedziała zdanie, ze aby siostry mogły w Batajsku pracować dalej bez przeszkod powinienem tam wracać.

Choc decyzja należała do mnie to jednak wypowiedz siostry była decydująca. Po spotkaniu z nią, gdy było jasne, ze sprawy w parafii zle się maja udałem się tam niezwłocznie i ujrzawszy na własne oczy sytuacje po dopełnieniu formalności po miesiącu czasu byłem w parafii z powrotem. To jak sadze przedłużyło Zycie placowki na kolejne trzy lata.

Siostra Bożena pełniła w tym czasie role prowincjalnej przełożonej na Wschod i moja decyzje powrotu przyjęła z satysfakcja. Nie była zadowolona z mej decyzji wyjazdu do Irkucka. Uznała widocznie, ze wspołpraca z Salezjanami nie da dobrych skutkow podjęła decyzje o zamknięciu placowki.

Za jakiś czas objęła stanowisko matki Generalnej w Komorowie i zamieniła na nim Matkę Puciłowską, ktora siostry do Rostowa skierowała i odwiedzała w najtrudniejszych czasach.

 

Matka Lucjana Puciłowska

 

Niestety nie pamiętam czy prawidlowo napiesalem imie Matki Generalnej.

Jak widac z poprzednich portretow czasem zapominam imie czasem nazwisko.

Czas robi swoje.

Siostra Lucjana była dla sprawy niesamowicie oddana i odwiedziła Batajsk na Wielkanoc 1993-go roku. To była pamiętna i bardzo potrzebna wizyta. Przybyla razem z moim tata, jestem jej za to bardzo wdzięczny. Wszystkie nasze spotkania i rozmowy były bardzo poprawne. Chwilami Az nazbyt. Miałem wrażenie, ze to taki pięknoduch, taki anioł nie z tego świata i dziwiłem się jak sobie radzi z podejmowaniem ważnych decyzji.

Tym niemniej widocznie taki człowiek na tamte lata był potrzebny w Polsce, by maksymalna ilość siostr wysłać na Wschod a potem po ustanowieniu struktur w Baranowiczach objąć kierowanie tamtym domem z rak siostry Bożeny. Dokonała się bardzo naturalna zmiana kierownictwa.

Miałem chwilami żal do siostr, ze robią dla  sprawy misyjnej zbyt Malo. Pisałem do nich gniewne listy, ktore rozchodziły się echem po wszystkich klasztorach. Tym nie mniej nie usłyszałem nigdy od matki Generalnej jakiegoś złego słowa. Była swego rodzaju arystokratka i dobrym duchem tej sprawy. Widocznie w sercu podzielała moje opinie wiec milczała z aprobata.

 

Taszkient, wiosna 2010