Wybierz swój język

Leyte - prowincja Dzieciątka Jezus

Tuż przed wyjazdem, podczas ostatniego obiadu, mąż mojej znajomej z Uzbekistanu pani doktor Ligai z Tacloban, opowiedział mi historię podróży Magellana. W 1521-m roku jego załoga zatrzymała się w pewnej miejscowości niedaleko Tacloban, gdzie była ładna zatoka i piękny wodospad z wodą pitną. Są spekulacje, że tam właśnie odprawiono pierwszą Mszę. Potem był jeszcze jeden przystanek, bliżej Tacloban i trzeci w Cebu, gdzie Magellan znalazł przychylnych sobie ludzi i podjął kroki w celu nawrócenia tubylców. Klan, który był zaprzyjaźniony, popadł w konflikt z innym, który nie chciał przyjąć nowej wiary. Członek tego wrogiego klanu o nazwisku Lapo-Lapo zabił Magellana. Ot, ustny przekaz. Myślę, że w wikipedii są dokładniejsze opisy tych ważnych historycznych zdarzeń. Inna ważna historia, jaka się wydarzyła w tej okolicy, dotyczy pewnej skrzyni, jaka dryfowała niedaleko wybrzeża Leyte tuż po pożarze, jaki spowodował zatonięcie statku. Mało co się z niego uratowało. Ludzie jednak na brzegu dostrzegli skrzynię i siedzące na niej dziecko. Gdy dopłynęli, dziecka na skrzyni już nie znaleźli, ale w środku była sporych rozmiarów figura dzieciątka Jezus, które pod imieniem Ninio Jezus jest czczone w głównym kościele Taclobanu, którego odbudowa właśnie trwa.

Ciekawe jest, że to co na lekcjach historii zapamiętałem z tej dziedziny jako przedpotopowe baśnie, tutaj mają taką świeżość, jakby to się wczoraj zdarzyło, a rozmówcy jakby byli naocznymi świadkami wydarzeń z czasów Magellana.

1. LIGAYA

MISJA UZBEKISTAN - 6 lat temu zapoznałem się w Uzbekistanie ze sporą grupą Filipińczyków, którzy uczęszczali na niedzielną Mszę w języku angielskim. Całkowicie nieoczekiwanie, 6 lat temu odwiedziła Taszkient również świecka misjonarka z ruchu "pro life", którą mi przedstawił proboszcz, prosząc bym pokazał jej miasto i "znalazł jej zajęcie".

Nigdy się głęboko nie angażowałem w "pro life", choć z całego serca sympatyzuję temu ruchowi. Spotkanie, z dużej jakości specjalistką, było dla mnie wielką łaską, bo się dużo ważnych rzeczy od niej dowiedziałem, nie tylko o biznesie aborcyjnym, w którym ona jakiś czas trwała. Przeżyła jednak nawrócenie i miałem okazję po tylu latach, odwiedzić ją w jej rodzinnych stronach i zapoznać się z rodziną.

11 DZIECI - nie znam losów wszystkich 11 dzieci doktor Ligai, ale wiem, że dwie córki są za granicą. Jedna na Florydzie wyszła za mąż za Amerykanina i trochę się jej nie układa. W tym czasie, gdy przybyłem do Manili, doktor Ligaja była u córki ratować małżeństwo, z dobrym zresztą skutkiem. Najmłodsza córka jest zaręczona z Polakiem zamieszkałym w Niemczech i za kilka miesięcy ma być ślub. Dwoje synów natomiast mieszka z rodzicami w ładnym, piętrowym domku na obrzeżach miasta, który dzięki córce z USA udało się wyremontować po tajfunie o ciekawej nazwie Jolanda. Starszy z dwojga synów pracuje jako dizajner komputerowy, a młodszy studiuje medycynę. Ten młodszy ma twarz podobną do Jozefa Rizala, Bohatera Filipin, któremu poświęciłem dwie opowieści.

NAWRÓCENIE - Doktor Ligaja była swego czasu milionerką, dzięki lobby aborcyjnego, które ją zatrudniło w charakterze menedżera. Ligaja nigdy nie czuła się z tym dobrze, sama nigdy nie robiła aborcji, wychowała 11 dzieci, ale chciała je jakoś utrzymać, a innej pracy nie było. Gdy jednak zapoznała się ze swoim obecnym proboszczem, ten wpłynął na nią tak bardzo, że wszystko się w jej życiu odwróciło o 180 stopni. Były dni, gdy cierpiała nędzę i nie było co jeść, ale powoli się wszystko ułożyło i aż do dziś wspólnie z mężem podróżuje po całym świecie, składając świadectwo nawrócenia oraz demaskując fałsz i skorumpowanie proaborcyjnych organizacji.

CHORY MĄŻ – mąż, podobnie jak Ligaja niewysoki, sympatyczny człowiek, który przeżył operację transplantacji nerek, stara się jak może, by uszczęśliwić żonę i dzieci. W domu panuje harmonia, mimo wielu klęsk, w tym nieszczęsnego tajfunu Jolanda, sprzed 3 lat. To on właśnie opowiedział mi o tajfunie Jolanda i przez 2 dni był moim wiernym taksówkarzem.

2. KSIĄDZ W SUTANNIE

W OBRONIE ŻYCIA - Proboszcza z parafii św. Józefa w Tacloban poznałem na kolacji pierwszego wieczoru po przybyciu. Zapewnił, że mogę odprawić u niego 2 msze i zorganizować prelekcję o Bożym Miłosierdziu w niedzielę po południu. Chodzi zawsze w sutannie. Spowodował nawrócenie Ligai i wielu podobnych jej nieszczęśników zagubionych w życiu. W czasach, gdy Ligaja cierpiała niedostatek, dyskretnie pomagał jej rodzinie.

OFIAROWAŁ SAMOCHÓD - Proboszcz, który mimo upałów porusza się zawsze w stroju duchownym, minimum w koloratce, ostatnio przesiadł się na motocykl, bo gdy się dowiedział, że biskup z sąsiedniej diecezji ma chory kręgosłup i nie ma samochodu, oddał mu swojego jeepa. Myślę, że to rzadki na świecie przypadek. U NAS, W PAPUI I WIELU INNYCH KRAJACH MISYJNYCH, TO BISKUPI RACZEJ ODDAJĄ SWOJE SAMOCHODY DLA KSIĘŻY.

3. ROZSZERZONA RODZINA

W WIELU KRAJACH AZJATYCKICH, ALE RÓWNIEŻ WŚRÓD ABORYGENÓW W OCEANII, POWSZECHNY JEST ZWYCZAJ ADOPCJI DZIECI, A NAWET DOROSŁYCH OSÓB, KTÓRE WYJECHAŁY W ODLEGŁE STRONY I NIE MAJĄ W NOWYM MIEJSCU ZAMIESZKANIA ŻADNYCH KREWNYCH.

Coś takiego jest również na Filipinach i moja znajoma z okazji mego przyjazdu, zaprosiła do siebie do domu, całą śmietankę towarzyską. Czuli się naprawdę dobrze i ja też jakoś specjalnie się nie męczyłem, choć zasypali mnie ogniem pytań.

ŁYSY PAN I DWAJ SYNOWIE - Wśród zaproszonych gości była rodzinka z odległej miejscowości. Mieszkali kiedyś w Tacloban, ale gdy tajfun zniszczył ich dom, postanowili, że wrócą do domu rodziców. Tym niemniej, ponad 2 godziny drogi zrobili, żeby się ze mną spotkać. Chłopcy, dwaj synowie, nastolatkowie się trochę boczyli, raczej z powodu braku miejsca za stołem na kuchni oraz z powodu bliskości telewizora, jaki sobie oglądali w drugim pokoju. Ojciec też raczej przebywał z synami, a niziutka wzrostem sympatyczna grubaska w okularach została na kuchni, dzieląc się tragedią utraty.

STARSZY ZMARŁ OD INCEFALITU - Tak więc starszy syn tej pani zmarł od jakiegoś kleszcza, który go ukąsił i zainfekował mózg. Stało się to 2 lata temu i przyjechała z daleka w nadziei, że usłyszy z moich ust coś, co uleczy jej duchowe rany. Ja ją przeprosiłem, że taki mocny to nie jestem i że tego rodzaju rany są jak stygmaty i trzeba się pogodzić z nimi, tak jak się pogodził, mimo wstydu i przykrości,jakich doznawał z powodu swych stygmatów, O. Pio.

MŁODSZY ODDAŁ NERKĘ - Młodszy syn, na oko 18-latek, stał się niespodzianie bohaterem wieczoru, gdy Ligaja przyznała się, że to on ofiarował swoją nerkę do transplantacji dla jej męża. Podszedłem i uściskałem go, bo byłem bardzo zaskoczony. Cały dzień myślałem sobie że to jakiś chłystek, który wyłącznie potrafi bawić się telefonem komórkowym, alem nie przypuszczał, że drzemie w nim bohater.

OWDOWIAŁA BANKIERKA - W kolejce po pocieszenie duchowe ustawiła się bogata kobieta w moim wieku, której mąż i dwaj synowie zmarli tragicznie podczas tajfunu. Oniemiałem z wrażenia. Tej kobiecie też niewiele miałem do powiedzenia, ale przyszedł mi taki pomysł, by jej opowiedzieć dwie historie: "Marcellino, chleb i wino" oraz o "Ricie z Cascia". Jak wiadomo, w końcówce filmu Jezus pyta chłopca, czego najbardziej w życiu pragnie, a dziecko odpowiada, że najbardziej by chciał spotkać swą zmarłą mamę i z nią być. Rozwiązanie jedyne. Jezus zachęca chłopca, by zasnął i zabiera go do nieba. Taka jest fabuła. Rita z kolei, której krewni odebrali dwu chłopców, by ich wyszkolić na janczarów wendetty, prosi Boga, by raczej chłopcy umarli, niżby mieli zgrzeszyć, zabijając kogokolwiek. W tym wypadku również chłopcy umierają. Rita natomiast powoduje swymi modlitwami nawrócenie "zatwardziałych grzeszników wendetty".

SIOSTRA Z WANIMO - Na spotkaniu rodzinnym, które trwało cały dzień i jak się spodziewałem, miało się zakończyć wieczorną Mszą, była również siostra zakonna ze zgromadzenia św. Tereski, która tak samo jak ja od 2 lat pracuje w Papui Nowej Gwinei. Była ciekawa wszystkiego i gdy coś opowiadałem o Papui, dopełniała z radością swoimi opowieściami. Wniosła wiele życia do tego spotkania. Taclobag to jej rodzinne strony i zbiegiem okoliczności w tym samym czasie mieliśmy wakacje, tyle że ona wraca w listopadzie, a ja miesiąc później.

4. MSZA

MIŁOSIERDZIE DLA SWOICH - W drodze do kościoła, wzrokowo wypatrzyłem świątynię Mormonów, a w drodze powrotnej, kościół Iglesia ni Kristo. Mąż Ligai opowiadał mi, że te dwa kościoły przetrwały tajfun, bo zbudowane były niedawno, wedle nowszych technologii i z racji na solidnych sponsorów, nie szczędzono przy budowie betonu. Bezdomni nieszczęśnicy pukali do ich drzwi, prosząc o nocleg, niestety ci okazywali pomoc jedynie swoim współwyznawcom, a katolików, których świątynie były starsze i skromniejsze - dlatego runęły, nie wpuszczali do środka.

LEKTORZY - Proboszcz późno się dowiedział o moim przybyciu i nie zdążył zrobić reklamy. Ludzi było niewiele i księgi liturgiczne nie były gotowe. Byłem speszony, że nie ma komu mnie wprowadzić i przedstawić. Idąc do ołtarza, nie wiedziałem, jakie mam zrobić wejście, duże czy krótkie. Ministranci byli, ale speszeni i gapowaci, wśród nich dwie starsze lektorki, które owszem przez zapatrzenie na cudzoziemca były wyraźnie rozkojarzone.

ZAKRYSTIANIN - Zakrystianin nie znał angielskiego i chyba nawet w tubylczym języku nie był biegły. Nazajutrz miałem się przekonać, że to duże dziecko, które kieruje ruchem samochodowym, pomaga przy parkowaniu i jest tolerowane "z litości", ale z radością przez parafian, podobnie zresztą jak pies tutejszy.

PIES - Rudy, niski, jamnikowaty, ale przy tuszy, spał sobie przy ambonce , potem przy ołtarzu, nie wzbudzając żadnych kontrowersji ani zdziwienia. Widać było od razu, że to kościelne, udomowione zwierzę i przy okazji bardzo pobożne, może bardziej niż którykolwiek z ministrantów.

MINISTRANT - Jednego malucha z 3-ciej klasy zapytałem, czy ma chęć zostać księdzem, powiedział mi przez tłumacza, że o tym pomyśli. Jeszcze parę razy go zapytałem po Mszy, a w niedzielę wyglądał już na pogodzonego i zadowolonego, że podjąłem ten temat.

OPOWIEŚĆ O SYRII - Czytania były niedzielne o uzdrowieniu Naamana Syryjczyka i trędowatego Samarytanina, jedynego z 10-ciu, który podziękował. Podałem cyfrę 11 milionów uciekinierów, z którą zapoznano nas w Ateneum. Zadałem na głos pytanie: "Dlaczego Syryjczycy, muzułmanie nie idą do Arabii Saudyjskiej i nie pozostają w muzułmańskiej Turcji, lecz wędrują do chrześcijan z Europy w poszukiwaniu azylu?”. Sam sobie odpowiedziałem, że być może w celu "uzdrowienia duszy" jakie dokonało się w Syryjczyku Naamanie, którego syryjscy "bogowie" nie potrafili uleczyć.

O NAWRÓCONYM DZIENNIKARZU - Jeszcze jedna historia przyszła mi na myśl w trakcie kazania. Wyczytałem w internecie deklarację pewnego dziennikarza muzułmanina, że na skutek zamachu na francuskiego księdza, któremu współbracia muzułmanie poderżnęli gardło podczas Mszy, wycofuje się ze swej religii i deklaruje, że od tej chwili jest katolikiem.

5. MALOWANIE KOSZULEK

Pierwszego wieczoru, podzieliłem się ze starszym synem Ligai wspomnieniami z Papui. Opowiadałem, jak maluchom dekorowałem rysunkami koszulki. On też się przyznał, że miał wytwórnię koszulek. Obiecał, że mi pomoże kilka wykonać na potrzeby mojej niedzielnej prelekcji w kościele. Owszem, przyniósł w sobotę na obiad farby i tzw. "screen" do pieczętowania matrycy. Po chwili instrukcji, we trójkę z ojcem przystąpiliśmy do malowania. Mieliśmy 20 koszulek do dyspozycji i postanowiłem, że część podaruję gościom, nie czekając niedzieli. Nieoczekiwanie okazało się, że wszyscy chcą jeszcze po mszy pogawędzić, już bardziej między sobą niż ze mną. Byli rozluźnieni i zupełnie inni niż przed mszą. Jakiś jednak skutek, moje porady czy sama obecność odniosły. Gdy odbierali koszulki około 10-tej wieczór, byli wyraźnie podekscytowani. Widziałem niektórych, jak nałożyli koszulki na siebie tego wieczoru i następnego dnia na mszy.

6. MSZA PORANNA

KONTROWERSJE - Kilka razy próbowałem się dowiedzieć, czy mam Mszę o 5 rano czy wieczór. Myślałem, że się przesłyszałem i poszedłem spać jak gdyby nigdy nic. O 4.30 raniutko zapukał do drzwi mąż Ligai i spytał, czy jestem gotowy. Teraz już nie było wątpliwości. Zwlokłem się z łóżka i pojechałem z jeszcze mniejszym entuzjazmem niż poprzedniego dnia. Znów bolały mnie plecy i szczypały oczy. Trochę za dużo wrażeń jak na jednego człowieka. Jeden z szafarzy nadzwyczajnych przyczepił się do mnie jak pijawka i nie dał zebrać myśli przede mszą. Odpowiadałem mu zdawkowo i w pewnym momencie ruszyliśmy do ołtarza. Była za 5 piąta...rano.

OPOWIEŚĆ O RIZALU - Miałem zamiar opowiedzieć kilka fragmentów z Rizala dzień wcześniej, ale zachowałem to na niedzielę w nadziei, że więcej osób usłyszy ciekawą opowieść. Zacytowałem ten fragment o rozwalonej mogile i pachnącym kwiatku pośród trawy... Rizal zachęcał, by taki kwiat pocałować, a w odpowiedzi przyleci ptak i pięknie zaśpiewa. Zastosowałem to do wszystkich, których krewni nie odnaleźli ciał w trakcie i po tajfunie.

O TELEFONIE W KIESZENI ZMARŁEGO - Wiele ciał nie udało się zidentyfikować, a jedno po roku rozpoznano dzięki telefonowi komórkowemu, gdyż sim-karta wciąż działała. Można było się skontaktować ze znajomymi i ustalić nazwisko właściciela komórki.

7. MOST PRZYJAŹNI Z PROWINCJĄ SAMAR

ŚNIADANIE Z WIDOKIEM NA GÓRY Po niedzielnej mszy, moi gospodarze zabrali mnie na przejażdżkę, do swego ulubionego hotelu z dużym, złoconym pomnikiem Buddy na podwórcu. Wewnątrz przez oszklone ściany mogliśmy obserwować piękną zatokę.

OPOWIEŚĆ O PRALCE TAJFUNOWEJ - Mąż Ligai nadal opowiadał, jak to niektórych ludzi w okrągłej pojapońskiej budowli, woda miotała w środku, jak w pralce zabijając siłą uderzenia o ściany wewnętrzne.

DŁOŃ MATKI ZIEMI - Pojechaliśmy też na most przyjaźni, łączący dwie wyspy i pozwalający na podróżowanie samochodami z północy aż na południe Filipin. Most zbudowali Japończycy w latach siedemdziesiątych. Ma 2 km 400 metrów i jest tak wysoki, że mogą pod nim przepływać statki.

DOM-MUZEUM PANI MARCOS - Przejeżdżaliśmy też obok sporych rozmiarów białego, wiktoriańskiego budynku, który podarowała miastu żona Marcosa wraz z eksponatami...rupieciarnią nazbieraną w całym świecie.

8. TRZY KOŚCIOŁY

W drodze na obiad z mej inicjatywy odwiedziliśmy aż 3 kościoły. W sobotę nie było na to czasu, a w niedzielę z rana owszem. Msza trwała godzinę, może półtora, a więc po śniadaniu była dopiero godzina 9-ta.

GUADELUPE - Na terenie parafii MB Guadelupskiej stoją dwie świątynie. Jedna w formie parasola - starsza, druga bardziej klasyczna, na planie prostokąta z licznymi rzeźbami w środku. Jedna z nich przedstawiała Juana Diego z obrazem Maryi na brzuchu i piersiach.

NINO JESUS - Przed Sanktuarium Dzieciątka Jezus kopiec, a na nim 5 dzwonów, być może upadły po tajfunie, pękły i są już bezużyteczne, a może nie ma komu ich powiesić. Prace nad wznoszeniem kościoła z gruzów trwają.

FATIMA – W Kościele MB Fatimskiej, miało miejsce podobne zdarzenie jak w Sokółce. Z tą różnicą, że w Sokółce Hostię zbadali 3 profesorowie z Akademii Medycznej i relikwie pomieszczono w monstrancji...tutaj natomiast krwawiąca Hostia leży w filiżance do kawy na głównym ołtarzu. Podszedłem, by się rozpytać, ale trwała Msza i nikt ze mną nie chciał gadać.

Pod tym względem tutaj surowe reguły. Msza dla Filipińczyków w niedzielę jest najważniejszym zajęciem, a każdy kapłan ma do "wykonania" kilka liturgii. Proboszcz z San Jose na przykład, któremu pomogłem o 5-tej rano, ma jeszcze dziś odprawić 8 Mszy! Coś niesłychanego.

9. HALO-HALO

Moi gospodarze wytłumaczyli mi, że musimy koniecznie odwiedzić Galerię Robinsonów, bo skoro nie jadłem jeszcze halo-halo, to znaczy, że nie byłem na Filipinach. Najlepsze halo-halo są w Manili, ale tym niemniej po kwadransie oczekiwania w kolejce i wysłuchaniu hymnu państwowego, zostaliśmy wpuszczeni do środka galerii, która zaczyna działać o 10-tej rano. Dowiedziałem się, że o tej samej porze, w jednym ze skrzydeł galerii, odbywa się Msza święta niedzielna "dla klientów".

Halo-halo to zmielony lód, jakieś otręby ciasteczek, kuleczki galaretki, proszkowane mleko i jabłka cięte na drobno. Nie powiem, żeby to była rewelacja, ale na gusty nie ma reguły. Tutaj lubią tak.

 

Tacloban lotnisko

9-ty października 2016