Wybierz swój język

ŚWIADECTWO CUDEM OCALONEGO

WSTĘP

Zostałem zapytany w ilu procentach posługuję się polskim językiem i jak często bywam na urlopie. Odpowiedziałem, że z tych dwu pytań już można zrobić artykuł albo książkę. Skoro się słowo rzekło, to warto znaleźć płot i kobyłkę...myślę, że znany jest ten aforyzm króla Sobieskiego, który lubił po nocach odwiedzać swych żołnierzy bez uprzedzenia w przebraniu szeregowca. Jeden z napotkanych obiecał królowi, nie rozpoznawszy go, pocałować konia w tyłek, jeśliby w swym życiu spotkał króla osobiście... król miał wypowiedzieć słynną frazę, pokazując na swojego konia: SŁOWO SIĘ RZEKŁO KOBYŁKA U PŁOTU
Obiecałem, że zrobię z dwu pytań artykuł, no i opowieść gotowa.

1. Sprawność językowa - groch z kapustą w mojej głowie...

Tak więc, wracając do sedna sprawy, a mowa jest o sprawności językowej, chcę zauważyć, że ta sprawność to domena wielu misjonarzy zaczynając od wieczernika, kiedy to Piotrowi się udało skutecznie przemawiać do 3000 ludzi i każdy z nich zapałał miłością do Boga. Ja się doliczyłem w tym tłumie przedstawicieli 16 narodów i języków i każdy ze zdziwieniem słyszał zwykłego rybaka mówiącego w ich własnym narzeczu. Ja do 16-tu języków nie doszedłem, ale jestem do tej liczby bardzo bliski.
Myślę, że bez Bożej interwencji i natchnienia, nie zająłbym się językami, jeszcze jako dziecko. To było przecież podobne do budowania Arki Noego. On budował z dala od morza na suchym miejscu, co powodowało drwiny. Ile drwin ja się musiałem nasłuchać w PRL-u. Nikt nie mógł wiedzieć, że się kiedyś granice otworzą i że mi się ta znajomość języków na coś przyda w życiu. Szydzono zwłaszcza z języka rosyjskiego i bojkotowano go w szkole jako język wroga. Tymczasem ja go poznawałem ze zdwojoną siłą.
Ciesze się, że się nie poddałem szydercom.
Uważam natomiast, po 24 latach z hakiem spędzonych za granicą, że język ojczysty zapomnieć nie sposób, bo tkwi on w podświadomości i nawet gdyby wynikły trudności z pamięcią, to używając pewnych technik i ćwiczeń można te zapomniane nawyki z podświadomości wydobyć. Nawet, gdy nie mam z kim gadać, to gawędzę sam ze sobą lub z Panem Bogiem w ojczystym języku, mimo że w kolejce stoi minimum 10 innych języków.
Podstawy do wielu z nich zwłaszcza do rosyjskiego, angielskiego i do języków romańskich zdobyłem jako dziecko w podstawówce i w ogólniaku. Bardzo wcześnie podjąłem naukę francuskiego, bo już w piątej klasie podstawówki i kontynuowałem w liceum. Tam również zapoznałem się z matką wielu latynoskich dialektów czyli z łaciną. Byłem na profilu humanistycznym i w seminarium było z górki. Tam również były podstawy greckiego. Tam poznawałem niemiecki. Na ostatnich kursach seminarium w Białymstoku jako samouk poznałem język białoruski i litewski, toteż na misje wyjechałem uzbrojony w 7 języków, do których miały jeszcze dojść 3 azjatyckie, plus język ukraiński i papuaski pidzin.
Suma sumarum dziesięć na dzień dzisiejszy.
Jeśli dodać włoski i uzbecki, które znam słabo, ale rozumiem, to będzie 12 języków. Poza ojczystym oczywiście, ten jest trzynasty.
Tak tak, właśnie tyloma językami w tym lub innym procencie posługiwałem się na misjach w celu lepszej komunikacji lub dla zdobycia środków na przetrwanie, nie dla zabawy. I to właśnie te "języki nabyte" jako wtórne można zapomnieć. Oto więc młodość moja podarowała mi 5 języków na poziomie teoretycznym. Każdy z nich przydał mi się również w praktyce. Niestety, poznając nowe języki, stare troszkę zapominam.
Tak się stało z moim angielskim. Tak bywa i tak się też stało z moim litewskim i białoruskim.
Znam je biernie, ale ten czas gdy się nimi posługiwałem jako diakon czyli ponad 25 lat temu spowodował atrofię.
Japoński, chiński i koreański, które znałem wyrywkowo, ale na tyle dobrze, że mogłem celebrować lub koncelebrować ze zrozumieniem poszły do lamusa... to już prawie 10 lat gdy przestałem rysować hieroglify i odprawiać w tych językach.
Podobnie się dzieje z moim włoskim i hiszpańskim, którymi posługiwałem się, gdy byłem w Rosji i wielu wolontariuszy z tamtych krajów przybywało, by wesprzeć moją misję nad Donem i na Sachalinie. Tam również miałem niewielką niemiecko-języczną diasporę i mogłem swobodnie po niemiecku odprawiać.
Nadal dobrze pamiętam ukraiński i rosyjski. Zdarza się, że komponuję w tych językach drobne teksty i wiersze. Najlepiej jednak wysławiam się w "ptasim języku papuasów", bo w nim mówię kazania na co dzień i on wypiera jak chwast moją angielszczyznę.

2. Moje urlopy

W przeszłosci spędzałem urlopy w Hiszpanii, w Niemczech i Włoszech i były to aktywne wyjazdy na których łączyłem przyjemne z pożytecznym. Odpoczywałem, ale też zawierałem znajomości z dobroczyńcami. Podróżowanie nie było dla mnie uciążliwe. Mało kiedy korzystałem z samolotu. Po całej Europie jeździłem autobusami lub z kolegami samochodem. Urlopy, owszem, są pomocne w odzyskaniu płynności mowy, jedynie akcent może być trudny do zwalczenia. Gdy do Papui przyjechała pewna Niemka, znana mi sprzed 20 lat działaczka organizacji charytatywnej, próbowałem z nią rozmawiać po rosyjsku i dostrzegłem, że mimowolnie rozmawiam z nią z silnym angielskim akcentem, a przecież nie chciałem koślawić...starałem się ładnie mówić, ale wargi odwykłe od słowiańskich słów źle się składały do mówienia. Poczułem, że tak może się stać, gdy będę miał długą pauzę w mówieniu po polsku...
Na przestrzeni 25 lat kapłaństwa spędzonych głównie na misjach, miałem urlopy krótkie, niemal co roku z kilkoma wyjątkami. Gdy w 1999-m roku trafiłem na Syberię, to ojczyzny nie odwiedzałem 2 lata pod rząd. W 2003-m roku trafiłem na Ukrainę i wtedy miałem najdłuższą przerwę w życiorysie, bo aż 5 lat bez urlopu. Tyle czasu, bo do 2008-go roku nie widziałem Polski...
Teraz, gdy pracuję w Papui - Nowej Gwinei, mam prawie 3 letnią pauzę i urlop spędzam nie w Polsce, ale w Manili, gdzie otrzymałem pobyt na Uniwersytecie Ateneo w specjalnym instytucie dla pogłębienia duchowości dla misjonarzy z Azji, który prowadzą Jezuici.
Spodziewałem się wykładów z duchowości, ale najwięcej jednak jest wykładów z psychologii i to takiej w stylu Gestalt, w ramach której dużo się mówi o powrocie do podświadomości, włącznie z seansami rozmowy o rodzicach i w imieniu rodziców na 3 różnych krzesłach. Niektórzy z nas poddali się takiej terapii pokazowej, w ramach której dzielili się jakimś przykrym wspomnieniem z relacji z rodzicami i opisując te sytuacje w swoim imieniu, a potem w wersji ojca i mamy, próbowaliśmy "uzdrawiać" zranienia z przeszłości.
Psycholog werbista, zaproszony do prowadzenia tych warsztatów, opowiadał nam, że czasami musi zapraszać zranioną osobę po 10 razy, by urazy całkowicie znikły i zablokowana osobowość zaczęła się rozwijać w pozytywnym kierunku...
Wedle więc metody Gestalt, zapraszał naszych rodziców na 3 krzesła, żeby z nimi porozmawiać o przeszłości. Jedno krzesło pozostawiał dla siebie i kierował dialogiem.
Zranienia są, ale są też miłe przeżycia, które te jezuickie zabawy w Manili wydobyły ze mnie.
Jeden z naszych wykładowców zażartował, że ludzie w małżeństwie sprawują latami seks "z urzędu" i często "z rutyny", nie odczuwając w nim wielkiej przyjemności. My natomiast, celibatariusze, mamy przeróżne "przyjemności" poza seksem i również jakby "z urzędu".
Taką przyjemnością było i jest dla mnie podróżowanie, poznawanie języków i pisanie felietonów lub rysowanie w kościołach i kaplicach.

3. Korzenie mojej wiary - świadectwo

Podróżując w krainę podświadomości, zagłębiłem się w motywy mojej wiary i jej początki. Rodzice, zwłaszcza mama uczyła, stworzyła w mej wyobraźni Boga swymi opowiadaniami na kuchni przed snem. Jedno z nich spowodowało burzę umysłu. To była opowieść o niebie i o tym, że Pan Bóg daje swym przyjaciołom wszystkiego pod dostatkiem, nie wykluczając smakołyków i zabawek tego rodzaju jak rowery.
Mama uczyła mnie też zdrowasiek i ojczenaszków, ale nie była to nauka praktykowana przed snem czy przed posiłkiem. To była raczej zabawa, która stała się czymś poważnym w okresie Pierwszej Komunii. Czytałem przed snem książeczkę od deski do deski, czym trochę drażniłem rodziców, bo kładłem się spać później niż oni i ta pasja do modlitwy trwała ponad miesiąc.
Jako ministrant wciągnąłem się do przeżywania Mszy świętej, do słuchania kazań, ale nie miałem prywatnego egzemplarza Biblii ani Nowego Testamentu. Prywatna lektura Biblii zaczęła się dopiero w Seminarium. Osobiste rozmowy z Bogiem były w dzieciństwie bardzo naiwne, o byle czym. W seminarium usystematyzowałem swoje myśli i byłem bardzo zdyscyplinowany w wyborze intencji. Tego nas uczył ojciec duchowny i za to mu jestem wdzięczny.
Dużo mi dała Komunia Generalna w czwartej klasie.
Dużo mi dała spowiedź generalna w Ostrołęce po grupowym przeżyciu objawień w Przasnyszu na drodze nieopodal klasztoru Pasjonistów. Odwiedziny przy krwawiącym krzyżu w Olecku wieczorną porą zimą. Kolejna spowiedź u kanoników w Ełku...spowiedź w szpitalu na Przymorzu(Zaspa) i pobyt w areszcie w Gdańsku. Tam nauczyłem się przywoływać Boga bez słów i czułem, że jest tuż obok, że chce mnie wyciągnąć z bagna, że zna moje udręki i że mi podaje dłoń. Tam czułem, że jest ze mną święty Albert Chmielowski. Trochę się o nim nasłuchałem oglądając sztukę Wojtyły w Płocku.
W seminarium nauczyłem się odczuwać obecność Boga fizycznie w okolicach serca i oczami wewnętrznymi. Trójca pojawiała się w mojej imaginacji jako zapadający się punkt w formie trójkąta z promieniami. Jaskrawy punkt taki trójkącik o wszystkich kolorach tęczy który się zapadał i wirował jak samolot w korkociągu i wciągał moją duszę powodując efekt upojenia dużo silniejszy niż alkoholowe halucynacje.
Swego rodzaju mistyczne przeżycia zawdzięczam Franciszkanom.
Pan Jezus i niektórzy święci zjawiali się w moim życiu, gdy mi było trudno, bardzo realistycznie., Moja wiara więc, jest osobistym przeżyciem, o którym potrafię opowiadać, ale przyznam, nie wiele razy byłem o to pytany i tylko pisząc o tym na Ukrainie i w Chinach podjąłem się obowiązku dawania świadectwa o tym, jaka jest ta moja wiara w Boga i modlitwa. Cenię sobie fakt, że Bóg przychodził do mnie jako mały chłopczyk 12-to letni, gdy byłem w rodzinnej wsi na wakacjach. Towarzyszył mi wyraźnie wtedy, gdy odprawiałem drogę krzyżową. Nie wiem, dlaczego taką przybierał postać i prowadząc mnie na kalwarię.
Moja wiara rosła z każdym pobytem Wojtyły w kraju i z jego wyborem na Papieża. Moja pierwsza reakcja na wiadomość o jego wyborze w pierwszej klasie liceum była właśnie taka, że ja chyba śnię, albo że to żart. Pomyślałem jednak, stojąc na półpiętrze internatu w Brodnicy jako pierwszak tamtejszego ogólniaka, stałem jak wryty i pomyślałem, że jeśli to prawda, to ja jako Polak nie jestem tego godny i muszę koniecznie pójść na spowiedź.
Wszystkie podróże papieża i jego słowa a potem wyczytane z gazet relacje były dla mojej wiary wielkim bodźcem. Święci, których nam podarował zamieszkali w mojej głowie na serio. Zaprzyjaźniłem się z wieloma odwiedzając ich groby: Rafał Chyliński z Łodzi, Łagiewniki, Faustyna, błogosławiony Michał Sopoćko, Albert Chmielowski i Rafał Kalinowski...siostry Ledóchowskie i Maksymilian, przy czym na te trzy postaci zwróciłem już uwagę jako ministrant, zanim Wojtyła został wybrany. Jego wybór jednak zwielokrotnił efekt. Z Rafałem zaprzyjaźniłem się tuż przed święceniami i potem odwiedzając Ostrą Bramę i miejsce jego nawrócenia, miejsce opisane przez Słowackiego jako miejsce nawróceń. Cela Gustawa i Konrada to też ważne miejsce w mojej biografii, kościół bazylianów - cerkiew świętego Ducha na zapleczu Ostrej Bramy...no i Nowogródek...11 klęczników oraz Białystok ulica Stołeczna, grób Bolesławy Łowiczanki...tak samo jak dziadkowie mojego ojca spod Kutna!
CHOĆ BYWAŁEM W RZYMIE, NA GRÓB STASIA KOSTKI I IGNACEGO lOYOLI NIE DOTARŁEM Z ROZTARGNIENIA, ALE BYWAŁEM W TYCH MIEJSCACH WAŻNYCH DLA NICH OBU. BYŁEM TEŻ NA GROBIE ŚW. FRANCISZKA I ŚW. ANTONIEGO.
ANTONI POWTÓRZYŁ MI SŁOWA WYPOWIEDZIANE W 1996-M ROKU PRZEZ CHARYZMATYCZNEGO JEZUITĘ Z ŁODZI KS. JÓZEFA KOZŁOWSKIEGO: IDŹ - WRACAJ (NA MISJE) I ZRÓB WSZYSTKO DOBRZE (LEPIEJ NIŻ PRZEDTEM)...TEN GŁOS TERAZ WRACA DO MNIE.
MAM WRÓCIĆ Z MANILI DO PAPUI I ZROBIĆ TO CO ROBIŁEM DOTĄD DUŻO LEPIEJ...

LITANIA CUDOWNIE OCALONEGO DO TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ
I DO WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH NAPOTKANYCH W SPOSÓB OSOBISTY

1. BOŻE W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ TY WIESZ, ŻE BEZ PIĘKNYCH IKON W ZIELUŃSKIM KOŚCIELE NIE WIEDZIAŁBYM KIM JESTEŚ I NIE ZACHWYCIŁBYM SIĘ TOBĄ
2. BOŻE, KTÓREGO POZNAŁEM NA FRESKU CHRZTU PAŃSKIEGO, OSTATNIEJ WIECZERZY I CUDOWNEGO POŁOWU RYB...TY ZE MNIE Z MAŁEGO CHŁOPCA UCZYNIŁES MARZYCIELA, PO DRODZE DO KOŚCIOŁA I DO SZKOŁY ZAPATRZONEGO W NIEBO I SŁUCHAJĄCEGO MUZYKI SŁUPÓW TELEFONICZNYCH BARDZIEJ NIŻ INNYCH MELODII...
3. BOŻE W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ, TY ZNASZ MOJE SERCE I WIESZ, ŻE JESTEM JAK TEN ŁOTR NA KRZYŻU, KTÓRY MA JEDEN WALOR: POTRAFI ŻEBRAĆ O NIEBO I TYLKO NIEBA PRAGNĄĆ...
4. BOŻE W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ TY WIESZ ŻE JESTEM CZŁOWIEKIEM KTÓRY NAPOTKAŁ JEZUSA KRÓLA NA KALWARII ŻYCIA JAKO KLERYK W POSTACI 12-LETNIEGO JEZUSA.
5. TO DZIWNE O BOŻE, ŻE JESTEM TYM CZŁOWIEKIEM, KTÓRY POTRZYKROĆ TONĄŁ JAKO DZIECKO I NIE POZNAŁ LĘKU ŚMIERCI ALE SIĘ NIĄ FASCYNOWAŁ.
6. WIERZĘ, ŻE TO TY MNIE POWOŁAŁEŚ PO IMIENIU...WŁAŚNIE WTEDY GDY BYŁEM NA MANOWCACH, WŁAŚNIE WTEDY GDY UMIERAŁ BŁOGOSŁAWIONY JERZY POPIEŁUSZKO...
7. JAKO KLERYK PRZEŻYŁEM OBECNOŚĆ TRÓJCY A JAKO DZIECKO PRZEŻYŁEM ŚMIERĆ WŁASNĄ GDY TONĄŁEM I ŚMIERĆ WIELU CZŁONKÓW RODZINY, BO MAMA MNIE TEGO UCZYŁA ZABIERAJĄC NA POGRZEBY SWYCH PRZYJACIÓŁ:
8. DUCHU ŚWIĘTY TO TY DAŁEŚ MI RADOŚĆ PATRZENIA NA ZMARŁYCH BEZ LĘKU...
9. JAKO DZIECKO PRZEŻYŁEM ŚMIERĆ SWOJEJ PIASTUNKI ELI GROCHOWSKIEJ ZABITEJ NA POLU PRZEZ PIJANEGO OJCA...BYŁA W WORKU PLASTYKOWYM W BIAŁEJ TRUMNIE JAK ANIOŁ A MAMA MÓWIŁA, ŻE ZMARŁYCH NIE TRZEBA SIĘ BAĆ, BO IDĄ DO NIEBA ŻEBY SIĘ ZA NAMI WSTAWIAĆ....
10. TY TO SPRAWIŁEŚ O BOŻE, ŻE OD DZIECKA MAM NABOŻEŃSTWO DO ANDRZEJA BOBOLI, KTÓRY MA GRÓB NA RAKOWIECKIEJ I POTRAFI ROZMAWIAĆ Z POLSKIMI KAPŁANAMI. TO DO NIEGO SIĘ ZWRACAŁEM O WSTAWIENNICTWO GDY BYŁO MI CIĘŻKO WYTRZYMAĆ Z KOZAKAMI, KTÓRZY OBIECYWALI, ŻE MNIE ZABIJĄ I W CYNKOWANEJ TRUMNIE ODWIOZĄ DO POLSKI...PRZECIEŻ TAK BYŁO O BOŻE, TY WIESZ, ŻE TO PRAWDA, ŻE TAK MOGŁO SIĘ STAĆ.
11. BOŻE - DUCHU ŚWIĘTY, TO TYLKO TY SPRAWIŁEŚ, ŻE JAKO DZIECKO PRZECZYTAŁEM OPOWIEŚĆ O POSŁUGACZU TRĘDOWATYCH BŁOGOSŁAWIONYM O. BEJZYMIE, PIERWSZYM POLSKIM MISJONARZU O JAKIM USŁYSZAŁY MOJE USZY W KLASIE CZWARTEJ...W LICEUM PRZEBRNĄŁEM PRZEZ GĄSZCZ OPOWIEŚCI MAŁEJ TERESKI W ORYGINALE. DAŁEŚ MI NATCHNIENIE, BY PRZECZYTAĆ WYZNANIA AUGUSTYNA,
12. BOŻE TY WIESZ, ŻE DZIĘKI WOJTYLE, KTÓRY SOBIE WYBRAŁ IMIĘ JANA PAWŁA II-GO TAK JAK NIEMAL WSZYSCY POLACY ZAPRZYJAŹNIŁEM SIĘ Z WIELOMA MIESZKAŃCAMI NIEBA. ŻE MAM NABOŻEŃSTWO DO RAFAŁA CHYLIŃSKIEGO, 11 SIÓSTR Z NOWOGRÓDKA, ALBERTA CHMIELOWSKIEGO, STASIA KOSTKI I MAKSYMILIANA, SIÓSTR LEDÓCHOWSKICH I BOLESŁAWY...NIE TYLKO JAKO RODAK ALE Z PRZEKONANIA, ŻE ŻYLI I UMARLI W SPOSÓB PIĘKNY.
13. WIERZĘ, ŻE TWARDE POSTANOWIENIE WYJAZDU NA MISJE SPOWODOWAŁA ŚMIERĆ DWU FRANCISZKANÓW Z PERU BŁOGOSŁAWIONEGO ZBYSZKA I MICHAŁA, KTÓRYCH NIE ZNAŁEM Z IMIENIA ALE ICH ŚMIERĆ WYWOŁAŁA FONTANNĘ ŁEZ...GDY BYŁEM NEOPREZBITEREM...
14. JESTEM CZŁOWIEKIEM KTÓRY ROZMAWIAŁ ZE ŚWIĘTYM ANTONIM, BO OTARŁ SIĘ O ŚMIERĆ W WYPADKU SAMOCHODOWYM Z DACHOWANIEM W ROSJI.
15. TY TAK SPRAWIŁEŚ ŻE W SAMOCHODZIE BYŁ ZE MNĄ DUŻY RELIKWIARZ ZE ŚWIĘTYM ANTONIM, KTÓRY MIAŁEM DOSTARCZYĆ DO KRASNODARU SĄSIADUJĄCEJ Z MOJĄ PARAFII W ROSJI...TY TAK CHCIAŁEŚ, ŻE W TYM STRASZNYM WYPADKU NIKT NIE UMARŁ I NIE ZOSTAŁ INWALIDĄ.
16. TY TO BOŻE SPRAWIŁEŚ, ŻE POETA JAN OD KRZYŻA ODWIEDZAŁ MNIE WE ŚNIE W 2002-M ROKU...A FRANCISZEK KSAWERY WCIĄŻ SIĘ ZA MNIE MODLI...
17. BOŻE W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ TY WIESZ, ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWYM, UPRZYWILEJOWANYM CZŁOWIEKIEM, KTÓRY SIĘ MODLIŁ O UZDROWIENIE PRZEZ PRZYCZYNĘ BŁOGOSŁAWIONEGO MICHAŁA SOPOĆKI... TEGO, KTÓRY JUŻ RAZ MNIE OCALIŁ GDY BYŁEM KLERYKIEM, GDY CYSTERNY Z CHLOREM ZLECIAŁY Z TORÓW I ZATRZYMAŁY SIĘ OBOK JEGO POSESJI NIE POWODUJĄC WYCIEKU LUB WYBUCHU I ŚMIERCI PÓŁ MILIONA MIESZKAŃCÓW PODLASIA. TAKIE SĄ SZACUNKI SPECJALISTÓW, BO BYŁ TO GAZ BOJOWY
18. BOŻE W TRÓJCY NIEPOJĘTY, TY DOPUŚCIŁEŚ, ŻE OBCOWAŁEM Z TYM BŁOGOSŁAWIONYM MICHAŁEM SOPOĆKĄ W TRAKCIE CIĘŻKIEJ NIEULECZALNEJ CHOROBY PRZEZIĘBIONYCH NEREK GDY BYŁEM DALEKO W CHINACH I CHOĆ NIC DO MNIE NIE MÓWIŁ TO CZUŁEM ŻE JEST, ŻE MNIE BUDZI...
19. TY WIESZ O BOŻE JAKI BYŁEM NIEOSTROŻNY, WIESZ ŻE W MOIM POKOJU GOTOWAŁ SIĘ DUŻY GARNEK FASOLI A JA SPAŁEM. DOM NAPEŁNIŁ SIĘ DYMEM OKNA BYŁY SZCZELNIE ZAMKNIĘTE A JEDNAK OBUDZIŁEM SIĘ, ZASKRZYPIAŁO KRZESŁO JAKBY KTOŚ KTO BYŁ U MNIE W POKOJU CZUWAŁ NADE MNĄ I PO OBUDZENIU MNIE ODSZEDŁ.
20. DOBRY BOŻE, TO JA JESTEM TYM CZŁOWIEKIEM, KTÓRY ROZMAWIAŁ O WAŻNYCH SPRAWACH, ZE ŚWIĘTĄ FAUSTYNĄ I Z TOBĄ W TRÓJCY. CHOĆ KAŻDA Z TYCH ROZMÓW MOŻE BYĆ UZNANA ZA KONFABULACJE LUB HALUCYNACJE, JA WIERZĘ, ŻE NA MISJE TRAFIŁEM NIE PRZYPADKIEM.
21. WIERZĘ, ŻE CHÓRY ANIOŁÓW PATRZĄ NA MOJĄ PRACĘ, ŻE WSPIERA MNIE DUCH ŚWIĘTY, GDY NIE WIEM CO ROBIĆ I CO POWIEDZIEĆ...W TYLU DZIWNYCH ZAKĄTKACH ŚWIATA DO KTÓRYCH MNIE WYWIAŁO. WIERZĘ, ŻE TO MA SENS, ŻE TO W CO WIERZĘ I JA WIERZĘ, ŻE TO CO TERAZ PISZĘ ZNAJDZIE NAŚLADOWCÓW I UMOCNI WIARĘ KOLEJNYCH SZALEŃCÓW...
22. TY WIESZ O BOŻE, ŻE LUBIĘ TEŻ FILIPA NERI, KTÓREGO SERCE BYŁO TAK WIELKIE, ŻE ZŁAMAŁO MU ŻEBRO. NIE JEST CHYBA PRZYPADKIEM TO, ŻE W DZIEŃ JEGO LITURGICZNEGO ŚWIĘTA PRZYJĄŁEM ŚWIĘCENIA KAPŁAŃSKIE, NIE JEST PRZYPADKIEM, ŻE W TEN SAM DZIEŃ WYPADŁA UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ.
23. BOŻE W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ TY WIESZ, ŻE JESTEM PRZYWIĄZANY DO FRANCISZKA Z ASYŻU, TY WIESZ, ŻE LUBIĘ JANA VIANNEYA I CHCĘ GO NAŚLADOWAĆ W PROSTOCIE, CHOĆ TO NIE JEST ŁATWE.
24. BOŻE, TY ZABRAŁEŚ PRZEDWCZEŚNIE DO NIEBA DWU MOICH WUJKÓW JANÓW ZE SKRWILNA I Z ŁUBIANEK, IRENĘ RYBAŁKO Z BATAJSKA, KS. KRZYSIA NIEMYJSKIEGO Z ASTRACHANIA, O.GRZEGORZA CIOROCHA Z MOSKWY, O. JANA FRONCKIEWICZA I O. DARKA ŁYSAKOWSKIEGO Z SYBERII, DWU STARSZYCH KSIĘŻY SŁOWAKÓW Z ORLA I Z TWERU, O. BERNARDA ANTONINI Z KARAGANDY, O. BENEDYKTA ZWEBER Z SACHALINU, MOICH RODZICÓW TERESĘ I RYSZARDA, KLERYKA WORONINA I EX-KLERYKA JARKA ZE SKRWILNA, OLKA SŁUPKOWSKIEGO, FAUSTYNĘ Z URGENCZA, ULĘ JERONIM Z CZARNEJ BIAŁOSTOCKIEJ, MALUTKĄ CÓRECZKĘ WYKŁADOWCY Z UKSW, TYLU, TYLU DOBRYCH ZNAJOMYCH ODESZŁO ALE MNIE Z SOBIE WIADOMYCH PRZYCZYN ZACHOWAŁES OD ŚMIERCI, POCIESZ ICH TAM W NIEBIE I DAJ IM RADOŚĆ WIECZNĄ...WIDOCZNIE TAM U CIEBIE SĄ POTRZEBNIEJSI.
TAKA JEST MOJA WIARA, WIARA KTÓRA PRZYWIODŁA MNIE NA MISJE NA ANTYPODY I NA REKOLEKCJE DO JEZUITÓW W MANILI, W MIASTECZKU ŚWIĘTEGO ANDRZEJA KIM I KILKU INNYCH WIELKICH MISJONARZY. OBY TEN POBYT BYŁ DLA MNIE NATCHNIENIEM I UMOCNIENIEM DO WSZYSTKICH KOMU W RĘCE WPADNIE TO ŚWIADECTWO.
ks. Jarek Wiśniewski
Manila, 25 sierpnia 2016