Wybierz swój język

ANIOŁ ROZDAJĄCY LODY

DZIELNICE: MARTINEZ-ROSARIO-GREENHILL

Nie lada uciechę sprawiłem sam sobie długim spacerem na południowy zachód miasta. Chodziło mi po głowie zwiedzenie dzielnicy św. Jana, a nawet powtórne odwiedziny w sanktuarium Faustyny obok metra o nazwie Boni. Wszystkie te rzeczy mi się przydarzyły, a ponadto odszukałem ten punkt miasta, gdzie w 1986-m roku odbywały sie gwałtowne protesty wobec tyrana Markosa. Okazuje się, że to całkiem niedaleko od Ateneo w dzielnicy Rosario właśnie, bo tam są kwatery główne wojska i milicji i tam ludzie wieszali różańce na czołgi, a teraz jest piękne choć filigranowe Sanktuarium Matki Bożej Pokoju oraz dwa monumentalne pomniki. Jeden przedstawia alegorię wolności uosobionej w postać "kobiety która rwie kajdany", wznosząc dłonie do nieba w geście euforii. Podobne gesty wykonują ludzie uzbrojeni w pałki, a nawet pistolety. Pewien kapłan wznosi do góry figurkę, która przypomina Maryję w koronie, ale może to też być bardzo lubiana na Filipinach figurka "Ninio Jesu". Przed tłumem, w pewnej odległości w ładnej bluzie rozciętej na bokach, Benignus Aquino. Musiałem aż podskoczyć, by odczytać jego imię. Jest napisane, ale tak usytuowane, że tylko dwumetrowiec odczyta...

Na bryle Sanktuarium MB Królowej Pokoju, pomnik Maryi w koronie. Wyjątkowo monumentalny i bardzo udany na skrzyżowaniu głównych arterii komunikacyjnych. W polskiej stolicy nikt by się nie domyślił, by postawić dla Maryi pomnik większy niż Nike i w tak samo ważnym punkcie miasta. Filipińczycy nie mają z tym problemów, bo to prawdziwie wolny i prawdziwie katolicki naród... bez udawania.

Może czas byśmy skorzystali z wolności i budując pomnik "Cudu nad Wisłą" przyjrzeli się filipińskiej Madonnie, która sprawiła podobny cud w 1986-m roku i nie musiała czekać na pomnik 100 lat... To był "Jej Cud" i nie wyobrażam sobie pomnika roku 1920 bez Maryi w centrum!

Największą jednak niespodzianką dla mnie był infantylny, ale wyjątkowo perfekcyjny pomnik Anioła częstującego gromadkę dzieci lodami. Dosłownie sto metrów od Sanktuarium Miłosierdzia...specyficzne gusta mają Filipińczycy i swoją sztuką mogą zaskoczyć na plus i na minus.

1. Niespodziany prezent od Klary.

Na pierwszym dosłownie skrzyżowaniu ulicy Katipunana i Aurory odszukałem kościółek, który dostrzegłem kątem oka, w pierwszym tygodniu pobytu z okna autokaru. Potem chodziłem dziesiątki razy obok tego klasztoru, ale go nie dostrzegałem. Dziś musiałem, bo miałem problem. Zaraz po opuszczeniu akademika poczułem, że muszę odwiedzić toaletę. No cóż, tylko ludźmi jesteśmy. Na starość zamki nie trzymają skutecznie tak jak w młodości. Wracać do akademika nie chciałem, bo straciłbym jakieś pół godziny spaceru. Odszukałem wzrokiem filigranową sylwetkę klasztoru i ku mej radości, tam były nie tylko toalety, ale cała jadłodajnia, w której wielu parafian robiło zakupy. To pierwszy taki kościół, gdzie znalazłem dużych rozmiarów kantynę. Klara okazała się niezawodna. Pomyślała o wszystkim. U wrót siedział z trupią czaszką Franciszek, a Klara na tylnej ścianie kościoła wpatrywała się w Monstrancję. Ci dwoje przywoływali do medytacji tego co wieczne, a ja ich odwiedziłem ze swoim chorym niestety pęcherzem.

2. Druga rocznica Zielonoświątkowców.

Brnąłem dalej ulicą Katipunan, na której miesiąc temu rozgrzeszyłem "umierającego" motocyklistę... na pierwszym jednak wiadukcie zwolniłem kroku, bo dojrzałem duży posąg Matki Bożej Niepokalanej stojący jako dekoracja na zakręcie do małej dzielnicy Marykiny. Obok figury koczowali bezdomni z piątką dzieci. Nie prosili mnie, lecz pomachali mi po przyjacielsku. Na przejściu nad trasą leżał inny żebrak, najwyraźniej sparaliżowany z tekturowym daszkiem chroniącym od słońca. Ta tekturowa budka była niewiele większa od budki dla psa. Takie niestety wrażenie zrobiła na mnie ta konstrukcja, którą zbudowali krewni lub przyjaciele żebraka. Zaopatrzyli go również w trzy butelki herbaty po 3 litry w każdej. Pozazdrościłem mu takiego prowiantu. Po raz kolejny zapomniałem wziąć wodę na drogę.

W połowie tej trasy dostrzegłem niewielki piętrowy budynek z napisem: "Drugi Jubileusz Zielonoświątkowców". Mają się z czego cieszyć, pomyślałem. Nasze bazyliki w Rzymie i Jerozolimie mają prawie 2000 lat i nikt tego nie świętuje, jakoś wszyscy się przyzwyczaili, że w każdym zakątku świata są świątynie, które mają 200 albo 20 lat i więcej... może warto świętować co drugi rok???

3. Bunkier Jezusa - który "zna odpowiedź".

Skręciłem w równoległą ulicę do Aurory i szedłem wyraźnie na wschód, by potem skorygować kurs na południe. Na wysokości trzynastej ulicy ujrzałem bardzo zaniedbany budynek przypominający bunkier z krzyżem i napisem: "Jezus zna odpowiedź". To jakaś kolejna sekta zapraszała do siebie 2 lata, ale najwyraźniej nikt nie przyszedł, bo w dzień Pański żadnego ruchu w środku nie dostrzegłem, wiele okien pobitych świadczyło, że bunkier zbankrutował...

4. BARANGAY SOCORRO 13 - TA AVENUE

SESJA ZDJĘCIOWA PO CHRZCIE - Na wysokości bunkra natrafiłem na napis zapraszający do parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Na ogrodzeniu kościoła wisiały wizerunki wielu cudownych miejsc, z których zapamiętałem tylko sanktuarium o nazwie Naval, czy jakąś figurkę z nadmorskiej miejscowości... wszedłem w pośpiechu z ciekawości i dostrzegłem młodego kapłana pozującego do zdjęcia z małą dziewczynką, która właśnie przyjęła chrzest.

POGAWĘDKA ZE STUDENTEM - W kościele było jakieś 800 miejsc siedzących i jeszcze ze dwieście na chórze. Solidnych rozmiarów nowa świątynia, której dałbym na oko 20-30 lat. Bardzo solidna na planie kwadratu. Wiele figur, bardzo imponujących rozmiarów krzyż.

Dwa duże obrazy MB Nieustającej Pomocy. Jeden w bocznym ołtarzu, drugi na bocznej ścianie.

Tradycyjnie szukałem toalety, tym razem tylko po to, by napić się wody. Wyjątkowo ciepły dzień. Słońce piecze niemiłosiernie. Natrafiłem na kapłana, który był już na cywila gotowy opuścić świątynię. Pogratulowałem mu chrztu i zapytałem o kran. Zanim mnie zaprowadził na picie wody, wypytał, kim jestem i trochę opowiedział o sobie. Dowiedziałem się, że jest studentem i tak samo jak ja, słabo zna Manilę...Był to najbardziej sympatyczny ksiądz na Filipinach, jakiego spotkałem od czasu wizyty u św. Faustyny. Tam było jak w niebie. Prawie godzinę gawędziliśmy z wikariuszem. Tutaj może 10, może 15 minut...mimo wszystko rekord.

WODA DLA MISJONARZA - Zaprowadził mnie do pokoiku, w którym "wolontariusze" wcinali obiad. Chcieli mnie poczęstować, ale podziękowałem. Wyjątkowo miła parafia. Nie, nie zginali się w pas, nie zarzucili pytaniami. Milsze im były talerze. Jeden się przyznał, że zna Gdynię, ale co tam robił, mi nie opowiedział. Tacy są Filipińczycy. Nie angażują się w obecności "byle kogo" z ulicy. Może jakbym się zgłosił w towarzystwie jakiegoś biskupa lub kardynała, byłaby fiesta, ale ja nie znam tutejszych biskupów, a jedyna znajoma sprzed lat, która jest szefową "pro life" i zna wszystkich hierarchów, już drugi miesiąc mi obiecuje, że mnie wyciągnie na wycieczkę.

Dziękuję, wycieczek mamy dość. Nie narzekam na brak wrażeń.

5. SANTOLAN

KOSZARY Z GRAFFITI - Dotarłem do trasy metro, które w Manili jest naziemne, a w wielu odcinkach nadziemne. Szedłem wzdłuż trasy, modląc się o jakieś przygody i owszem. Koszary na planie kwadratu mają kilometrowej długości ścianę i takiej długości graffiti napotkałem. Jakiś żołnierz widocznie spędził rok czasu mozolnie malując pacyfistyczne komiksy z licznymi napisami. Coś podobnego widziałem w latynoskich dzielnicach Chicago. Nie jest to wielka sztuka, ale serce autora się czuje.

Toteż w ramach nauki języka tagalog zanotowałem sobie kilka sloganów z nadzieją, że ktoś mi je przetłumaczy...oto one:

- kayapaan -

- lisang minimitihi -

- ako atkaliksan mapayapa -

- lisang lahi - lisang diwa - lisang bansa -

- may pagka kaisa't malasakit -

6. DZIEWCZYNA ŻOŁNIERZA

Na moich oczach pewna dziewczyna czule się żegnała z żołnierzem. Odprowadzali się wzrokiem jakieś sto metrów i gdy tylko się zrównałem z ciemnoskórą, ku memu zdziwieniu i obrzydzeniu zaczęła się przymilać do mnie. Przyśpieszyłem kroku, ale ona też potrafiła szybko chodzić. Zadawała mi pytania, które ja ignorowałem niepewny, czy to ciekawość czy prowokacja. Płot z rysunkami się skończył i na moje szczęście, na skrzyżowaniu dróg natknąłem się na wielki pomnik, który opisałem we wstępie. Wspiąłem się na niego, czym pokazałem dziewczynie, że się nie nudzę i mam co robić. Zrozumiała, poszła sobie... Owszem, była bardzo ładna, ale spóźniła się o 30 lat. Czasami się dziwię, że w młodości nie miałem tyle pokus, co na starość. Widocznie status obcokrajowca miesza dziewczynom w głowach. Nie mam złudzeń, o jaki biznes chodzi. Ciągle mam w kieszeni 13 peso i nic mi z taką kasą nie grozi.

7. ŻEBRAK W SANKTUARIUM

" MY PEOPLE, WHO CALL UPON MY NAME AND PRAY AND SEEK MY FACE, AND TURN FROM THEIR WICKED WAYS THEN I CAN HEAR FROM HAEVEN AND WILL FORGIVE THEIR SIN AND HEAL THEIR LAND "

CHRONICLES 7,14

Zatrzymałem się przy wielkim pomniku Maryi i zapisałem tekst z siódmej Księgi Kronik. W moim tłumaczeniu to będzie brzmieć tak:

Mój narodzie, który wzywasz mego imienia, modlisz się i szukasz mego oblicza, odwróciłeś się od dróg słabości i usłyszałeś głos z nieba, dlatego odpuszczę twe grzechy i uzdrowię twą ziemię..."

W środku sanktuarium był jeszcze jeden ciekawy napis z listu biskupów, który sparafrazuję z pamięci:

"Nie ma takich trudnych sytuacji w życiu narodu, których nie dałoby się rozwiązać przez cierpliwe negocjacje i modlitwę".

W środku sanktuarium wiele osób się modliło, niektórzy dłubali w nosie albo jedli krakersy. Dzieci biegały niefrasobliwie między ławkami. Wystrój kościoła to żywe skały wulkaniczne, dużo zielonych kwiatów i oszklonych wejść. Po obu stronach ołtarza dwaj męczennicy św. Pedro Calunsod i Wawrzyniec Ruiz w siermiężnych koszulach z dużymi krzyżami na piersiach i boso. Obaj byli męczennikami i katechetami. Jeden pomagał jezuitom na Guamie, drugi dominikanom w Nagasaki...

W prezbiterium skromny ołtarz i piękne organy choć niewielkich rozmiarów.

8. ORTIGAS AVE

FONTANNA - Na skrzyżowaniu Ortigas Avenue i EDSA (ulica Wszystkich Świętych) jest wiele wieżowców i niewielkie Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju, w którym posiedziałem chwilkę. Wpatrywałem się w fontannę obok hotelu, jakbym chciał tę wodę oczyma wypić.

PRZYSTANEK - Sporo dużych autobusów czekało na pasażerów, dalej przystanek metro.

POLICJA - Przy każdym dużym bloku policjant z flintą.

9. SHAW BOULEVARD

MANDALUYONG CITY - Następny przystanek metro to kolejne miasteczko w ramach aglomeracji Manila. Dotąd wędrowałem uliczkami Quezon City - teraz znalazłem się w Mandaluyong. Tutaj grupa 20 policjantów słuchała szefa, co miał im do powiedzenia. W tłumie mężczyzn dostrzegłem dwie policjantki.

10. STACJA BONI

16 PESO ZA BILET - Kolejna 3-cia stacja metro, którą zaliczyłem na pieszo. To okolice, gdzie znajduje się kościół Bożego Miłosierdzia. Trzeba jeszcze wędrować w głąb osiedla, a pora wracać. 3 godziny wędrowałem i mam dokładnie 3 na powrót, by zdążyć na wieczorną Mszę...na wszelki wypadek spytałem, ile by kosztowało metro - 16 peso, powiedziała pani z uśmiechem. To niewiele, ale ja mam w biedzie tylko 13...

nie da rady, trzeba tąpać...

DAJ JEŚĆ - KOPERTA - Obok metra kolejna żebraczka pokazywała mi kopertę. Nie wiem, co mają znaczyć te koperty. Już kilka razy się spotkałem z takim gestem...

Poszedłem 100 metrów i ujrzałem sylwetkę wysokiego kościoła z napisem na wieży "Kościół św. Rocha". Poszedłem w nadziei, że tam będzie woda. Posiedziałem chwilkę przy wentylatorze, który mi trochę ostudził czoło. Kościół rozmiarami podobny i stylem do MB Nieustającej Pomocy. Może 20 - letni. Na wejściu cztery duże figury, dwaj Aniołowie oraz Piotr i Paweł. Kolejny żebrak wołał coś w moim kierunku, ja jednak pobiegłem do Faustyny z poczuciem, że teraz jestem takim samym żebrakiem jak inni, bez butelki wody i ze zbyt małym kapitałem by jeździć metrem...

SANKTUARIUM 15.00 - Wspaniała atmosfera, koronka w języku tagalog, ministranci gotowi do mszy, kościół pęka w szwach...

Faustyna roześmiana jak nigdy.

UŚMIECH FAUSTYNY - Jej portret od zmęczenia wydał mi się jak żywy i muskuły twarzy napinały się, by wynagrodzić mi 3- godzinną pielgrzymkę w skwarnym mieście...poprosiłem ją o parę rzeczy i obiecałem, że wrócę za 2 tygodnie na Jej święto 5-go października.

KUBEK WODY - Pobiegłem do kancelarii, żeby powiadomić księży o mojej wizycie za dwa tygodnie. Napisałem notatkę i sekretarka skopiowała na ksero mój bejdzyk. Nie mogłem czekać aż się Msza skończy, zostawiłem wiadomość i poszedłem z powrotem do akademika do Ateneo...

11. ANIOŁ Z LODAMI

HOOVER STREET - Przypomniałem sobie, że Hoover to prezydent USA, znany z akcji charytatywnych dla głodującej po I wojnie światowej Europy. Wybrano go w latach kryzysu w nadziei, że powtórzy sukces wobec swych własnych obywateli, ale nie wyszło. Jako wolontariusz robił wielkie rzeczy, jako prezydent stracił charyzmę...to właśnie jego ulicą wędrowałem przekonany, że znalazłem skrót.

Zdało mi się, że powinienem być szybko w Quezon City. Ucieszyłem się widokiem Anioła, który nie dał mi loda, ale pokazał mi drogę...jak się miało okazać, na spółkę z Hooverem zażartował sobie ze mnie...

GREEN HILLS - Po pół godzinie wędrówki zorientowałem się, że mam przed sobą długi cień, czyli idę na zachód, a powinienem iść na północny zachód. Nazwa Green Hills pozostała mi w pamięci obok metra Ortizon, więc byłem pewien, że dobrze idę. Tymczasem czekała mnie kolejna niespodzianka.

SAN JUAN - Wylądowałem w samym sercu miasteczka San Juan, czyli św. Jana. Kilka autobusów z napisem San Juan - Rosario czekało na pasażerów. Mogłem się zabrać do pomnika Aquino, ale oceniłem, że gra nie warta świeczki. Po 15 minutach wędrówki byłem na Rosario. Była 4.30, wciąż miałem ponad godzinę do Mszy. Wydłużyłem kroku i po 15 minutach byłem obok garnizonu...

12. ULICA, POMNIK I HIGHSCHOOL GENERAŁA BONI SERRA AQUINELLO

Obszedłem garnizon z południowej strony, ta ściana też miała kilometr długości i podobne jak na ścianie wschodniej malunki. Najgłówniejsze wejście najwyraźniej było z tej strony, bo dostrzegłem kątem oka wielki pomnik generała na koniu. Domyślam się, że nazwisko generała to Serra Aquinello te same, jakie wyczytałem na nazwie ulicy i ogólniaka dla kadetów, jaki umieszczono na terenie jednostki niedaleko ulicy Katiputan, w którą musiałem skręcić, bo to ostatnia prosta do Ateneo. Czułem wzrokowo, że zdążę a mimo to szedłem krokiem chodziarzy sportowych.

13. BEZDOMNY POD PARASOLEM

NA KANAPIE - W okolicach mostu nad trasą, po którym szedłem z rana, napotkałem dwu żebraków śpiących. Jeden zabezpieczył się od słońca parasolem i spał na trawniku chodnika, nie zaczepiany przez nikogo jak gospodarz... drugiemu ktoś zaofiarował starą kanapę, na której spał z rana, a teraz siedział ziewając. Pozdrowił mnie uśmiechem. Tutejsi żebracy okazali się dla mnie bardzo przyjacielscy, i z rana i na wieczór zostałem sowicie obdarzony przyjaźnią, więc odwzajemniłem uśmiech.

NA TRONIE BŁOGOSŁAWI- inny żebrak usadowił się na schodach, które niegdyś wiodły do jakiegoś domu, który zburzono. Wyglądał na tym postumencie jak król w plastykowym namiocie. Bardzo uważnie obserwował wszystkie samochody jak papież ze swego okna na audiencji środowej...

Podsumowanie

Natchnienie mnie nie opuszcza. Nogi bolą. Złapałem się na myśli, że mam więcej natchnień do chodzenia niż w Pekinie i miasto w jakiejś mierze jest bardziej przyjazne, mimo że Azja jest Azją i nie ma szału gościnności. Tym nie mniej, nikt tak naprawdę nie przeszkadza w moich wędrówkach prócz skwaru, pęcherza i dziewczyny żołnierza...

Manila Quezon City, 18 września 2016