Wybierz swój język

IV. MEDYTACJE GALICYJSKIE

 

1.  Karpaty - Howerla

 

Najwyższym szczytem na Karpatach jest góra Howerla, na która lubił się wspinać prezydent Juszczenko również w czasach gdy znajdował się w opozycji. Jest tam jakaś patriotyczna tablica, która swego czasu zniszczyli agenci moskiewskich wpływów i postawili rosyjskie flagi.

Od tej pory miejsce jest strzeżone od profanacji.

 

2. Mukaczewo

 

Kiedy słyszę słowo Mukaczewo to dźwięk tego słowa już mnie naprowadza na jakieś średniowieczne klimaty związane bardziej z kultura i historia węgierska.

Jasne jest, ze chodzi o słowackie miasteczko, bo w nim mieszkają liczni Słowacy wyznania greko-katolickiego. Sporo jest owszem łacinników ale nie są to Polacy jakby się ktoś spodziewał ale głównie Węgrzy i Niemcy. W tych okolicach spotyka się zamki Templariuszy i mnóstwo innych pamiątek historii i kultury, które niszczeją. Nowi gospodarze w czasach sowieckich nie potrafili uczynić z Karpat oazy pokoju. Owszem kultura tutejszych Rusinów jest odrębna od Słowackiej i podobna do kultury polskich Łemków, ale nie są to Ukraińcy  a tym bardziej Rosjanie jak to ich czasem przedstawia agitator Moskwy i Partii Regionów błyskotliwy Nestor Szuficz, taki sobie zakarpacki Palikot.

 

3. Użhorod

 

Ani w Mukaczewo ani w Użhorodzie nigdy nie byłem wiec moja wiedza jest “ze słyszenia”. Oba te miasteczka są stolicami i nie bardzo wiem na czym polega ich konkurencja. Urzędy obwodowe są w Użhorodzie ale jeden z dwu zakarpackich biskupów mieszka w Mukaczewie. Obaj jeśli mnie pamięć nie myli są  pochodzenia węgierskiego ale obaj dwu różnych obrządków: łacińskiego i greckiego. Widziałem raz na zdjęciu bpa Milana Szaszika oraz w internecie jego kolegę biskupa łacinnika, który zdaje się ma nazwisko Antall Majnek. Bardzo upraszczając temat można by ten karpacki obwód określić jako wielki skansen obyczajów góralskich. Jest to tez oaza pobożności.

Stad podobnie jak  i z Galicji wyrosło wiele powołań zakonnych i diecezjalnych. Kler z Zakarpacia spotykałem we wszystkich zakątkach Rosji a nawet w Uzbekistanie. Podobnie jak znani mi Słowacy ci ludzie maja bardzo pogodny charakter. Są skromni, nie wywyższają się. Lubią pracować i te proste rzeczy  jakich się podejmują wykonują dobrze i bez rozgłosu.

 

4. Stryj

 

Mam poważny dylemat, bo nie pamiętam dokładnie ale zdaje się w tym miasteczku żył i tworzył żydowski pisarz i malarz Bruno Szulce, którego popularność z każdym rokiem tylko rośnie. Również na Ukrainie głównie dzięki naciskom z Polski zajęto się materialna strona tego dziedzictwa. Nie czytałem nic osobiście. Nie mogę się wypowiadać o walorach twórczości Brunona. Pamiętam dwie audycje o nim. Jedna poświęcona jego śmierci inna jego freskom.

Podobno miejscowi Niemcy szanowali talent tego człowieka i pozwalali mu malować. Udekorował nie tylko swój dom freskami ale także siedzibę gestapo.

Zmarł można rzec przez pomyłkę.

Któregoś wieczoru niosąc chleb w dłoniach usłyszał rozkaz: “stój”!

Wydało mu się, ze uda mu się uciec wiec się nie zatrzymał. Gdyby nie uciekał zapewne by mu wybaczono ale ucieczka zachęciła niemieckiego snajpera do zabawy.

Taki miał być podobno koniec genialnego pisarza.

Co do fresków to ponoć je zamalowano wapnem po wojnie ale udało się je odczyścić i zdaje się jest już muzeum Brunona Szulca.

 

5. Sambor

 

Sambor znam z  opowieści moich parafian i znajomych z Donbasu.

Wywieziono ich w czasach gdy korygowano granice z Ukraina. Najpierw się Sambor z Sokalem i Stryjem znalazły w granicach Polski i widocznie wtedy wysiedlano etnicznych Ukraińców gdzie się da, czym dalej od granicy.

Potem jednak Polsce podarowano Bieszczady z Ustrzykami a Sambor, Sokal i Stryj odebrano, bo ponoć tam był węgiel bardziej potrzebny sowietom niż ropa z Ustrzyk i z Jasła.

Ciekawa rzecz, ze są pośród wysiedlonych na Donbas osoby, które się uważają za Polaków. Sekret polega na tym, ze ktoś z rodziców mógł się podawać za Ukraińca ze strachu czy po prostu dla koniunktury a w rzeczy samej był Polakiem i zależało mu jedynie na pozostaniu na ojcowiźnie. Takie dylematy zaistniały w wielu polskich i ukraińskich duszach. Potem czas miał wyleczyć te różne ambicje. Czasami na repatriacje było już za późno.

 

6. Sokal

 

Okolice Sambora i Stryja podobnie jak i Sokal to okolice zamieszkałe przez tzw. Bojków.

Poszukując różnych opracowań na ich temat znalazłem teorie, ze jest to ludek z germańskimi korzeniami, który się mocno zukrainizował jeszcze w średniowieczu, ale pozostał swoisty i niepowtarzalny.

Ich również napotkałem na Donbasie i siła rzeczy polubiłem za ich talenty budowlane, za brawurowe podejście do życia.

Owszem widziałem tez ze są hardzi i narwani. Potrafili przy wódce mówić o mnie zle jako pracodawcy. Ponieważ jednak na różne roboty przy remoncie kościoła w Jenakiewo, Artiomowsku i w Makiejewce najmowałem ich nie ja a ich proboszcz to wszystkie złe dyskusje były przez niego likwidowane od reki.

Proboszcz, którego wspominam to ksiądz Wasyl Iwaniuk. Inny Bojko jakiego poznałem pod Donieckiem w parafii Berezowe na mariupolskiej trasie miał na imię Jarosław, słabo widział ale w wolnych chwilach wyszywał ikony igłą.

Dwu synów posłał na studia do Stanisławowa i można rzec, puścił korzenie w terenie gdzie Bojków zesłańców jest sporo. Obaj cci księża pojechali na Wschodnia Ukrainę z motywów patriotycznych. Na Wschodniej Ukrainie nastawienie względem niepodległości Ukrainy jest bardziej niż sceptyczne toteż wysepki zesłańców z okolic Ustrzyk, do których przyjechali ci księża spełniają role katalizatora nastrojów. To są wioski i miasteczka, które mówią po Ukraińsku na całkowicie zrusyfikowanym Donbasie.

Widać, ze i dla nich Pan Bóg przygotował jakiś plan.

Wycierpieli się sporo z rak Sierowa, Moczara i Waltera ale teraz jest czas kiedy już maja się lepiej.

 

7. Lwów

 

Jak już wspomniałem w kilku miejscach bywałem we Lwowie sporo razy i przeważnie przejazdem. Dłużej niż 3 dni nigdy mi się nie udawało tu mieszkać.

Znam troszeczkę franciszkański kościół św. Antoniego z czasów gdy tylko został zwrócony i nie prowadzono w nim jeszcze poważnych remontów. Wtedy to w 1994-m roku zapoznałem proboszcza Władysława i wikariusza o. Lucjana, z którym los na długo mnie związał w Kałmucji i w Uzbekistanie.

Lwów leży w swego rodzaju niecce.

Dworzec kolejowy jest znacznie wyżej niż centralne ulice starówki.

Zwłaszcza centrum miasta z niewielka rzeczka pokryta w kilu miejscach mostami i zabudowaniami jak choćby Teatr czy tez, pod którym ona przepływa.

Pomnik Mickiewicza, Katedra Łacińska i Ormiańska znajdują się troszeczkę wyżej rzeki. Atmosfera okolicznych ulic, brukowane fragmenty, tramwaje, liczne pamiątki z okresu galickiego i jeszcze wcześniejsze kościoły tworzą atmosferę, która przypomina mi Przemyśl lub Kraków.

Błąkając po tych uliczkach masz nieodparte wrażenie, ze jesteś w Polsce tak długo dopóki nie odwiedzisz katedry św. Jura, która nie jest specjalnie jakaś przestronna. Po prostu to wzgórze Ne które trzeba się piąć pod gore jak w Częstochowie niemalże budzi respekt.

Liczne budynki klasztorne i kurialne też przypominają, ze jesteś na troszkę innym terytorium niż te do jakich przywykłeś. Klimat unickiej cerkwi nie jest czymś cudzym dla Polaka ale w tej ukraińskiej wersji oczywiście wymaga przygotowania.

Ja miałem przewodnika kapłana greko-katolika o. Lubomira i dzięki niemu czułem się jak ryba w wodzie. On mi wszystko spokojnie wyjaśniał wiec ja spokojnie akceptowałem.

On również woził mnie po odległych osiedlach pokazując co zostało tam zbudowane w bizantyjskim stylu a nawet zaprowadził do domowej kaplicy pewnego prawosławnego kapłana z kijowskiej jurysdykcji u którego w domu ikona Matki Bożej pokrywa się pachnącymi olejami.

Te oleje obecni zabierają do domu na malutkich kawałkach bandaży, by nimi smarować chore miejsca. Ja postąpiłem podobnie. Atmosfera tego miejsca zauroczyła mnie bardzo. Ten kapłan to jeden z opisanych przeze mnie grekokatolickich studentów, który z byle powodu został usunięty ale znalazł bez trudu parafie w kijowskim patriarchacie i został wyświęcony jako celibatariusz. Wszystko wskazywało na to, ze to wartościowy człowiek z powołania.

O. Lubomir zaprowadził mnie również do kościoła św. Heleny w którym nabożeństwa sprawują greko-katolicy. Bezpośrednio obok dworca kolejowego.

Sterylnie czysty. Dekoracje unickie bardzo subtelne bez nadmiernych bizantyjskich pyszności. Zastosowane z umiarem ikony i niewysoki ikonostas sprawiają wrażenie wczesnośredniowiecznych romańskich dekoracji, które ładnie harmonizują z neogotykiem.

We Lwowie odwiedziłem wydawnictwo “Dobra Knyżka” na Bogdana Chmielnickiego 35. Była szansa na wydanie wierszy i opowieści ale jednak byłem dla redaktora Romana zbyt Malo znajomy i niezbyt przekonujący. Nie wiem czy pozostawiony u niego materiał ujrzał światło dzienne. Byłoby to ciekawe, bo zostawiłem wszystko co nieudolnie przetłumaczono na Donbasie na Ukraiński. “Dobra Knyżka” drukuje głównie katolickie teksty i wyłącznie po ukraińsku.

We Lwowie zwrócono kurie Biskupia, nie zwrócono natomiast gmachu seminarium diecezjalnego ani nawet klasztoru przy kościele św. Antoniego gdzie było seminarium, w którym studiował Maksymilian Kolbe. Nie zwrócono kościoła Marii Magdaleny w którym jest Filharmonia a katolicy tylko dzierżawią. Nadal nie oddano Kosiora jezuickiego. Kilka kościołów w tym wspomniany św. Heleny przekazano greko-katolikom. Udało się nawet któryś z kościołów wykupić adwentystom i innym wspólnotom protestanckim.

Może to lepszy los niż oddawanie pod świeckie cele, ale tez przykro, ze tak wiele świątyń katolickich bez naszej zgody przeszło w cudze ręce.

Seminarium zorganizowano poza miastem na osiedlu Brzuchowice w budynkach dawnego sanatorium. Po sąsiedzku swoja Krysia robotę robią Jehowici, którzy wykupili posiadłość przez plot z klerykami i szydzą sobie z nas…

We Lwowie działa kilka organizacji polonijnych, kilka szkol średnich, jest również polska rozgłośnia. Konflikty o cmentarz Orląt i inne polskie pamiątki od czasu do czasu są prowokowane przez miejscowe władze miejskie, czasami przez partie Swoboda o ultra nacjonalistycznym światopoglądzie.

W czasie swych licznych odwiedzin Lwowa często trafiałem na zła pogodę.

Powoli kojarzyć mi się zaczyna z ulewami i chmurami. Może to taka chwilowa nostalgia spowodowana osłabieniem polskiego geniuszu. Cos takiego wyczuwam zawsze na Mazurach i na Dolnym Śląsku. Znikniecie gospodarza zawsze wywołuje taki rezultat. Kto wie, być może to samo dzieje się na Wołyniu, Bukowinie i na Zakarpaciu. Nie chodzi mi o żaden rewizjonizm. Mowie o zwykłych spostrzeżeniach na które nie mam żadnych dowodów. Tak mi mówi intuicja. Ktoś kto uważnie czyta dostrzeże, ze pisze o Ukrainie z sympatia a o Ukraińcach z miłością. Proszę mi tego nie mieć za złe. Jestem człowiekiem dla którego miłość ojczyzny Polski nie przeszkadza kochać Lwowa nawet tego współczesnego, odartego z dawnej świetności i przy tym ustrzec się od nienawiści do tych, kto te rany spowodował.

Dodajmy, ze Lwow jako jedyne miasto oprócz Kijowa przyjął papieża Jana Pawła II i zgotował mu serdeczne przyjecie. Tutaj było piękne spotkanie z młodzieżą. Przybył milionowy tłum. Chce przytoczyć humorystyczny komentarz papieża w sprawie lwowskiej pogody: “Leje deszcz, dzieci będą rosły”. To tutaj papież zaśpiewał drżącym głosem: “zachodźże słoneczko, skoro masz zachodzić, bo nas nogi bola po tym polu chodzić”.

Tak wiec po Lwowie trzeba chodzić. Nie wolno jeździć po tym mieście, bo można pominąć wiele piękna. Każdy kamień, każdy zaułek ma  w sobie tyle uroku. Przez to zranienie o jakim wspomniałem Lwow dla mnie znaczy nawet więcej niż wychuchany dziś Kraków.

Proszę tylko spróbować podejść do kościoła Marii Magdaleny i przyjrzeć się jak malowniczo stoi na skraju drogi w dół wiodącej. Jak zdałoby się zadziera Glowy. To zadarcie jednak bardzo ascetyczne jak dla kościoła tak pięknego. Nie ma na wieżach krzyży mimo upływu lat, mimo wolności i demokracji. To zwykła intryga. Gdyby to był kościół greko-katolicki już dawno byłby oddany. Łacinnicy musza poczekać. Takie realia. Z drugiej jednak strony jest gablota a nawet dwie. Jedna informuje o grafiku koncertów. Na te koncerty trafiają ludzie różnych obrządków a tym sposobem Magdalena pełni te sama role co niegdyś katedra: jest przyjazna i gościnna dla wszystkich, nawet dla ateistów. W drugiej gablocie zapoznałem się z porządkiem nabożeństw a także ujrzałem zaproszenie do udziału w zajęciach Katolickiego Instytutu Teologicznego. Okazuje się, ze prócz KUK jest we Lwowie jeszcze i łacińska uczelnia dla świeckich. Trochę szkoda, ze działają oddzielnie. Polaczenie uczelni dałoby niewątpliwie jakościowy wzrost. Nie ma się co jednak czarować. Napiec w relacjach miedzy unitami i łacinnikami jest sporo. Ktoś mi nawet szeptem doniósł, ze łatwiej się łacinnikom dogadywać z Prawosławnymi niż z “grekami”. Paradoks jakiś czy nieporozumienie. Może ekumenizm albo moskiewska gra “na wyzywanie” lub jątrzenie, nie wiem. Problem jest.

 

8. Mościska

 

Mościska znam z opowieści a także z obserwacji. Kilkanaście razy byłem tu przejazdem i zawsze patrząc na to miasto miałem nieodparte uczucie, ze już jestem w Polsce. Uliczki tak skonstruowane, chodniki, rynek, kościół, ze sam instynkt powiada: “tutaj tryska polskością“. Z opowieści z kolei wiem, ze na codzień w tym mieście słychać raczej polski język.

Znam z tego miasteczka jednego Kaplana Franciszkanina, który się nazywa Edward Kawa. Pracował parę lat w diecezji Charkowsko-zaporoskiej i zbudował klasztor oraz kościół w Kremieńczuku na Połtawszczyźnie.

Teraz jest quasi prowincjałem czyli delegatem krakowskiej prowincji Franciszkanów Konwentualnych na Ukrainie. Znalem tez pochodzącego stamtąd franciszkanina śp. O. Zygmunta Magierę, który mnie odwiedził i cale lato pomagał w 1998-m roku w Rostowie nad Donem. To głównie z jego ust dotarło do mnie wiele opowieści o miejscowych Polakach i o tym jak im się tam żyje.

 

9. Czerwonogród

 

Przygraniczne miasto górnicze.

Ośrodek duszpasterstwa ojców Bazylianów.

Miejsce zamieszkania mego parafianina Romualda Mosijuka, który wyemigrował na Sachalin. Pozostawił tam małżonkę pielęgniarkę i syna, który był ministrantem. Nigdy nie byłem w tym mieście ale sporo o nim słyszałem i mam tam znajomego ojca, który jakiś czas pracował na Donbasie.

 

10. Gliniany

 

Miejsce pielgrzymkowe, ojczyzna ojca Michała proboszcza z Doniecka.

W starej drewnianej cerkwi grupa dzieci dostrzegła dziwną jasność. Powiadomieni mieszkańcy przybyli gasić pożar ale dostrzegli zamiast ognia dziwną przemianę jaka dokonała się w środku. Stał tam porzucony krzyż malowany. Wszystkie farby się odnowiły samoczynnie. Spowodowało to liczne pielgrzymki i wzrost pobożności halickiego ludu w czasach austriackich. Tak jest do dziś dzień.

 

11. Jaworów

 

Przygraniczny rejon z Polską.

W tym mieście działają specjalne normy podatkowe dla ułatwienia inwestycji z Polski. Dzięki temu rozwija się mały biznes. Dziekanem i merem w tym mieście są krewniacy mojej parafianki Katarzyny Chrust ze stanicy Urickoje dawniej Eichwald w rejonie Rozowka obwód Zaporoski.

 

12. Zarwanica

 

Najbardziej popularne miejsce pielgrzymkowe grekokatolików na Ukrainie na odludziu w górzystej okolicy.

 

13. Bibrka

 

Bibrka to jedno z najstarszych miast w regionie i zdecydowanie najmniejsze pod względem ilości mieszkańców. Są to właściwie przedmieścia Lwowa. Mieszka tam i pracuje mój stary znajomy z Rostowa Salezjanin Edward Mackiewicz. Człowiek rubaszny ale oddany dla sprawy. Jeden z tych pięciu nieszczęśników, których wydalono z Rosji w 2002 roku.

Jego długoletni pobyt na Ukrainie podobnie jak i moje 5 lat na Donbasie to dowód na to, ze Ukraina stara się być niepodległym i demokratycznym krajem. Księży, których obrażono w Rosji Ukraina toleruje i nie przeszkadza im w pracy.

 

14. Stanisławów

 

Czyli obecny Iwano-Frankowsk jest mi znany jako centrum działalności argentyńskiego zgromadzenia Słowa Wcielonego, które pomimo łacińskich inspiracji dobrze się czuje w środowisku unickim a nawet posiada misjonarzy tego obrządku w dalekim Chabarowsku i w Duszanbe. Trzeba by przyjrzeć się na czym polega ten sukces, bo rzeczywiście do pracy w dalekiej Rosji potrzebna i korzystna jest znajomość obu rytów.  Zakonnicy z młodego zaledwie 30-letniego zakonu śmiało podjęli to wyzwanie i natchnienie i wróżę im spory sukces.

Stanisławów to okolice gdzie mieszkają tzw. Hucułowie.

Najbardziej znana Hucułka na świecie to Rusłana Lyżiczko. Dziewczyna, która zdobyła pierwsze miejsce na konkursie Interwizji w Konstantynopolu 2004. Na ten raz całkowicie słusznie. Zasłużyła to sobie pieśniami etnicznymi, które śpiewa z wielkim zapałem. Dodam, ze gdy zaczęły się protesty w Kijowie jesienią tego roku ta mała dziewczyna podjęła głodówkę w intencji pomarańczowej Rewolucji i długi czas była  prawdziwym ambasadorem swego kraju na wszystkich europejskich estradach i nie tylko. Jakiś czas zasiadała w Parlamencie ale potem z żalem przyznała, ze nic to nie dało i ze strąciła czas.

W Stanisławowie jest tez podobno jedyny na świcie pomnik paschalnego jajka.

Ma on podtekst polityczny.

W trakcie kampanii wyborczej pamiętnego 2004-go roku odwiedzając jedna z wyższych uczelni obecny prezydent Janukowycz został trafiony jajkiem w twarz i… omdlał oraz trafił do szpitala. Wywołało to śmiech w całym kraju, bo jak wiadomo to mężczyzna dobrze zbudowany i żadne jajko mu nie straszne.

Zwalił się jednak z nóg jakby trafiony seria z karabinu maszynowego.

Snajperem okazał się syn rektora. Groziły mu sankcje ale ponieważ Janukowycz wybory przegrał chłopak i jego jako stały się bohaterami.

 

15. Tarnopol

 

Odwiedziny w Tarnopolu zawdzięczam biskupowi Padewskiemu, który z Tarnopolszczyzny pochodzi. Niewątpliwie zachował on sentyment do tych miejsc, bo mimo złej pogody postanowił zajechać na podwórzec budującego się kościoła i długo po terenie budowli chodził rozglądając się i podziwiając rozmach przedsięwzięcia. To była jedyna łacińska świątynia w tym zdecydowanie unickim mieście. Był rok 2003-ci, miesiąc lipiec. Wszyscy kapłani wyjechali na jakiś zjazd czy to na wakacje, nawet gosposi nie zastaliśmy, jedynie przypadkowy parafianin rozpoznał Biskupa i chwilę z nami pogawędził.

 

16. Halicz

 

W Haliczu i w Bolszowcach są Franciszkanie Konwentualni z krakowskiej Prowincji. A jakże. Komu jak nie im tu być. Błogosławiony Jakub Strzemię, patron Prowincji przeniósł stolice metropolii lwowskiej z Halicza właśnie do Lwowa. Skoro tak to jakiś czas musiał również i w Haliczu urzędować.

Rola tego miasteczka upadla całkowicie. Dziś to niewielka osada, w której ostał się tylko jeden piękny kościół obsługiwany przez Franciszkanów. Podobno chcą jednak z czasem go oddać diecezji i sam metropolita tego ponoć pragnie. Póki co nie ma Kaplana, któryby objął te niewielka parafie. Toteż jest to placówka dojazdowa. Franciszkanie wszystkie siły zaangażowali w sąsiednie Bolszowce gdzie zachował się piękny po karmelicki klasztor i cudowna ikona do której wędrują co roku pielgrzymi ze Lwowa i miejsce to wyraźnie nabiera na znaczeniu jako centrum pielgrzymkowe.

Dodam dla tych kto słabo zna historie, ze nazwa Halicz to słowo i miejsce od którego bierze się popularne określenie całej prowincji Austro-węgierskiego imperium czyli Galicja. Do dziś ludzie z Zachodniej Ukrainy mówią o sobie z dumą “my haliczanie”!